Kobieta nie królik – dygresja

Rzadko mam śmiałość krytykować książki za powielanie elementów fabuły i sztampowość postaci. Wychodzę z założenia, że ja tu tylko sprzątam… czyli czytam, więc nie powinnam wnikać w zawiłości warsztatu twórcy. Z drugiej strony, książka żyje tylko wtedy, kiedy ktoś ją czyta, więc udzielam sobie głosu. Pragnę wyrazić kilka uwag na temat elementu często wykorzystywanego w powieściach różnych gatunków.

Odnoszę czasem wrażenie, że pisarze wyobrażają sobie, że kobieta ma co najmniej jedną wspólną cechę z królikiem. Królik, a raczej „królikowa”, o ile nie zawodzi mnie pamięć, ma taką właściwość, że w momencie miłosnego uniesienia i zetknięcia ze swoim partnerem, zaczyna uwalniać komórki jajowe. To natomiast sprawia, że praktycznie każdy intymny kontakt z królikiem kończy się u niej ciążą. Natura sprytnie to wymyśliła i stąd też powiedzenie „mnożyć się jak królik”.

Wielu autorów, mylnie sądząc, że i kobieta ma taką genetycznie zaprojektowaną umiejętność, posługuje się takim oto schematem: niewinne dziewczę zostaje uwiedzione gdzieś pod krzaczkiem i momentalnie zachodzi w ciążę. Albo wyzwolona kobieta idzie do łóżka z mało sobie znanym mężczyzną, a potem, o zgrozo!, okazuje się, że w brzuchu nosi potomka. Tak jakby komórka jajowa czekała w pogotowiu, żeby wyskoczyć w odpowiednim momencie.

Proszę nie myśleć, że uważam, że zajście w ciążę po jednym stosunku jest niemożliwe. Tak, przyznaję jest możliwe, ale jak często się zdarza? Kto starał się o dziecko, zdaje sobie sprawę, że nie jest to takie proste i szybkie…

Zmierzam do tego, iż uważam, że wykorzystywanie tego motywu przez autorów zakrawa o pójście na łatwiznę. Wiadomo, że niechciana / niespodziewana ciąża pięknie i spektakularnie skomplikuje akcję i nada jej dramatyzmu. Takim schematem posłużył się i Thomas Hardy w „Tess D’Urbervilles”, i Liza Marklund w „Raju”, i wielu innych autorów w swoich powieściach oraz scenarzystów w filmach.

Skąd wzięła się ta dygresja? Otóż, kiedy czytałam „Niewinność zagubioną w deszczu” i doszłam do sceny uwiedzenia zakonnicy, mimowolnie zacisnęłam zęby i kciuki, żeby siłą woli powstrzymać Mendozę przed sięgnięciem po to cliche. I wiecie co? Udało mi się!!! Mendoza nie zrobił mi tego świństwa i nie skomplikował zakonnicy życia, bardziej niż to było potrzebne. Tym samym zyskał sobie moją wdzięczność i oddanie.

Znacie inne przykłady wykorzystania motywu: 1 stosunek = 1 ciąża, czyli kobieta = królik? Jeśli tak podzielcie się ze mną. A może denerwują Was inne oklepane wątki. Chętnie wysłucham.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *