Noir Sur Blanc, 2011
Czas nagrania: 11 godz. 44 min. Czyta Andrzej Blumenfeld
Liczba stron: 432
Chyba nigdy nie czytałam żadnej książki Bukowskiego. Chyba, bo może w zamierzchłych czasach miałam do czynienia z jakąś jego powieścią, ale jej nie zapamiętałam. Jest to bardzo możliwe, jeśli była podobna do „Kobiet.”
Bohaterem książki Bukowskiego jest były listonosz i alter ego autora – Henry Chinaski. Chinaski po rzuceniu pracy na poczcie został poczytnym pisarzem i poetą, często zapraszanym na wieczory poetyckie i wystąpienia autorskie. Dni wypełnia mu picie alkoholu, noce praca nad kolejnymi książkami. Do czasu… Po czterech latach abstynencji seksualnej los zaczyna się do niego uśmiechać i Henry poznaje Lydię – dużo od niego młodszą rzeźbiarkę. Od tego momentu jakby ktoś rzucił czar na tego odrażającego z wyglądu, podstarzałego gościa – kobiety zaczynają mu się pchać do łóżka drzwiami i oknami. Lydia raz po raz urządza mu karczemne awantury połączone z rozwalaniem mebli i darciem książek, choć sama wzorem wierności nie jest.
I tak to się kręci – Chinaski podrywa kolejne babki, czasem to one podrywają jego, idą do domu lub hotelu, potem są tzw. momenty, ewentualnie jakieś komplikacje kiedy jeden romansik nakłada się na drugi, potem jadą na wyścigi konne, na mecz bokserski lub na wieczór autorski połączony z potężnym melanżem i rozpierduchą. Nie liczyłam ile razy były momenty (objętościowo pewnie z pół książki) ani ile kobiet przespało się z Chinaskim w okresie opisanym w książce. Zastanawia mnie jednak to skąd brały się amatorki starego, brzydkiego pijaka. Czyżby wszystkie próbowały sprawdzić na ile twórczość Chinaskiego odpowiada rzeczywistości?
Gdybym miała czytać tę książkę, pewnie nie starczyłoby mi dobrej woli na jej dokończenie – tam naprawdę dzieje się ciągle to samo i brakuje w tej książce głębszych treści. Raz czy dwa pojawiają się jakieś banalne prawdy o świecie, ale to naprawdę za mało na całą powieść. Czytał mi ją lektor i dzięki temu dotrwałam do końca z coraz bardziej znudzoną miną. Jeśli lubicie pikantne sceny, to może Wam się spodoba, ale weźcie pod uwagę, że książka powstała w latach siedemdziesiątych i to, co wtedy wydawało się szczytem wyuzdania, teraz pewnie mało kogo zdziwi. Mimo zagęszczenia scen erotycznych i wulgarnego słownictwa, moim zdaniem, Chinaski był dość nudny i przewidywalny w łóżku. Pierwsza z brzegu powieść Houellebecq’a pobija go na głowę…
O lektorze:
Głos i dykcja jak najbardziej w porządku, ale nie lubię jak lektor za bardzo się wczuwa, a w szczególności nie lubię jak wysokim tonem naśladuje mowę kobiet. A bardzo mocno nie lubię jak mi wrzeszczy do ucha i jak udaje dochodzącą do orgazmu kobietę.