Chloe zostaje porzucona przez męża. On odchodzi do kochanki, ona zostaje z dwiema córeczkami. Pociechy szuka w wiejskim domku swoich teściów. Pierre, jej teść, otacza ją opieką i pomaga zmierzyć się z rzeczywistością. Jednocześnie zrzuca maskę „starego drania’ i odkrywa przed nią swoją tajemnicę. Nocą, gdy dziewczynki już śpią, Chloe i Pierre rozmawiają o zdradzie, jak to jest być zdradzanym i jak czuje się zdradzający. Pierre opowiada o swoim sekretnym związku z Matyldą, kobietą którą kochał jak nikogo na świecie, ale nie miał odwagi zerwać z dotychczasowym życiem u boku żony i dzieci. Dochodzi do konfrontacji bólu zdradzonej i bólu zdradzającego.
Historia jest absorbująca, zapada w pamięć. Mimowolnie kibicowałam Pierrowi, by poszedł za swoim sercem. Potem ogarniało mnie zwątpienie. Całą powieść (niedługą) połknęłam przed śniadaniem. Styl pisania Anny Gavaldy przypomina mi pisarstwo Amelie Nothomb. Książka składa się głównie z dialogów, styl jest zwarty, fabuła koncentruje się na jednym, dwóch zdarzeniach. W przeciwieństwie jednak do fantasmagorii prezentowanych przez Nothomb, uwagi wypowiadane przez bohaterów „Kochałem ją” są trafne, nieegzaltowane, a opowiedziane historie życiowe.