Wydawnictwo Literackie, 2011
Liczba stron: 423
Pierwsza część przygód prawniczki Rebeki Martinsson trochę mnie rozczarowała – za dużo w niej było o doktrynach odłamu szwedzkiego kościoła, a scena finałowa szast-prast zakończyła całą akcję w sposób tak samo nieprzewidywalny co niewiarygodny. Z powyższych powodów nie ciągnęło mnie do drugiej, popularniejszej nawet części cyklu. W końcu, chcąc wypełnić postanowienie noworoczne pod koniec roku sięgnęłam po drugą książkę Asy Larsson.
I tu znowu będzie towarzystwo kościelne… Zanim Rebeka wraca do Kiruny widzimy jak jej się kiepsko wiedzie. Wciąż nie otrząsnęła się po wydarzeniach sprzed kilku miesięcy, balansuje na granicy klinicznej depresji, nie pracuje, a jedynie jest marionetką pokazującą się na prośbę szefa na ważniejszych procesach sądowych. W końcu to on namawia ją do wyjazdu służbowego do Kiruny, żeby skonfrontowała się ze swoim strachem i wspomnieniami. Niespodziewanie Rebeka postanawia zostać dłużej w swoich rodzinnych stronach. Tuż obok niej toczy się dochodzenie w sprawie brutalnego morderstwa dokonanego na kobiecie, która była kontrowersyjnym pastorem lokalnego kościoła. Kochana przez kobiety, którym pokazywała wyjście z trudnych sytuacji, znienawidzona przez mężczyzn, z którymi wojowała i którzy czuli, że ich pozycje są zagrożone. I choć Rebeka daleka jest od tego, żeby angażować się w śledztwo, to chcąc nie chcąc znajdzie się w samym środku koszmaru.
Jakże miło czytałoby się tę książkę, gdyby główną bohaterką była policjantka Anna Maria Mella. Cały czas mi jej za mało, z nią mogłabym się dogadać, co nie udaje mi się z roztrzęsioną i dziwaczną Rebeką Martinsson. Nie do końca przekonuje mnie sposób narracji – czytelnik dostaje tylko taką porcję informacji, jaką ofiarowuje mu wszystkowiedzący narrator, który z upodobaniem cofa się w czasie i to tu, to tam podrzuca jakiś trop, wspomnienie, które lepiej charakteryzuje postaci. Ja osobiście lepiej czuję się w kryminałach pisanych linearnie, bo mam wówczas szansę na pokombinowanie i wskazanie mordercy.
Nie ukrywam jednak, że czytało się tę książkę znacznie lepiej niż „Burzę z krańców ziemi”, ale wciąż nie lubię Rebeki i wciąż zastanawiam się czy będę czytać kolejne części. Czytaliście ten cykl? Polecacie dalszą lekturę?