Krótka historia literatury przenośnej, Enrique Vila-Matas

Muza SA, 2007

Liczba stron: 110

Zaintrygował mnie tytuł, opis na okładce podsycił ciekawość. Dostępne gdzieś w internecie recenzje nastawiły do książki bardzo pozytywnie jeszcze zanim wzięłam ją do czytania. Moje nadzieje na dobrą lekturę bardzo szybko prysły. Doczytałam ją, bo oczekiwałam jakiegoś przełomu, poza tym głupio porzucać książkę, która ma niewiele więcej niż 100 stron.

Ni to fikcja literacka, ni reportaż. W założeniu miało być zabawne (gazetowi recenzenci wyłapali ten humor – ja nie). Autor pisze o tajnym stowarzyszeniu artystów, głównie pisarzy, którzy propagowali literaturę przenośną, taką, która mieści się w walizce. Nazywali siebie shandy’mi od postaci z powieści Laurence’a Sterne’a oraz od napoju na bazie piwa popularnego w Wielkiej Brytanii. W skład grupy wchodzili m.in. Duchamp, Ray Man, Celine i Gombrowicz. Poszczególne rozdziały, niczym kolejne odsłony reportażu, pokazują kolejne odsłony działalności stowarzyszenia i nieposkromionej fantazji jego członków. Przenosimy się między państwami i kontynentami, pojawiające się z rzadka kobiety to same femmes fatale, mężczyźni natomiast bez wyjątku mają skłonności samobójcze.

Niestety, z książki wieje nudą. Surrealistyczne zachowania bohaterów noszących nazwiska rzeczywistych postaci nie pomagały mi w odróżnieniu fikcji od prawdy. Źle się z tym czułam, trochę jak głupol, który nie zna podstawowych faktów z literatury i gubi się w odmęcie faktów i nie-faktów. Co gorsza, za nic w świecie nie umiałam skoncentrować się na treści, strzelałam oczami we wszystkie strony i wszystko mnie rozpraszało. Wreszcie po doczytaniu do ostatniej strony książki zasnęłam jak narkoleptyk. Dlatego polecam tym, którzy cierpią na bezsenność!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *