Krzyk pod wodą, Jeanette Obro Gerlow & Ole Tornbjerg

Insignis, 2012

Liczba stron: 403

„Krzyk pod wodą” jest uhonorowaną w Danii powieścią kryminalną autorstwa pary pisarzy. Na polski rynek nie dociera zbyt wiele duńskich powieści, więc to okazja dla tych, którzy pragną dowiedzieć się jak wypada duński kryminał na tle innych skandynawskich produkcji. Ja już wiem.

Katrine Wraa jest wszechstronnie wykształconym psychologiem i profilerem, zaznajomionym z najnowszymi metodami prowadzenia przesłuchań. Dotychczas pracowała w Anglii, w zespole odnoszącym spore sukcesy. Teraz znalazła się na zakręcie – nie do końca dogaduje się ze swoją szefową i pragnie zmienić coś w swoim życiu. Poznajemy ją podczas długiego, bo kilkumiesięcznego urlopu w Egipcie, gdzie Katrine rozważa zostanie nurkiem, podobnie jak jej niedawno poznany chłopak. Jednak telefon z Kopenhagi od szefa policji zmienia jej plany – kobieta postanawia skorzystać z szansy i wrócić do kraju swojej matki, z którego wyjechała tuż po maturze.

Mimo tego, że w Danii jest zima Katrine wprowadza się do położonego nad brzegiem morza domku letniskowego, który odziedziczyła po matce. Przyjeżdża akurat w dniu kiedy popełnione zostało brutalne morderstwo – ktoś zadźgał nożem znanego położnika. Katerine pracuje w parze z doświadczonym śledczym, z którym szybko znajduje wspólny język. Jednak nie wszyscy są przychylni jej angażowi i w niewybredny sposób podważają jej kompetencje. Wydaje się jednak, że nawet z niewielką jej pomocą śledczy szybko wpadli na trop zabójcy. Wszyscy zdają się być usatysfakcjonowani rozwiązaniem zagadki, tylko Katerine i jej partner wciąż jeszcze badają niektóre wątki.

Oglądamy w książce trzy dramaty – ten małżeński, zakończony śmiercią doktora; dramat sprzed lat, który sprawił, że Katerine wyjechała z Danii oraz dramat uchodźcy, który mimo bezpieczeństwa zapewnionego przez dostatnie duńskie społeczeństwo nie może odnaleźć spokoju i szczęścia. Przeszłość i teraźniejszość zazębiają się, aby przybrać bardzo zły obrót.

Książka jest bardzo wprawnie napisana, dynamiczna, pozbawiona dłużyzn. Czytelnik dość dokładnie poznaje dwoje głównych bohaterów – team śledczych i kibicuje ich poczynaniom. Wątki poboczne nie przytłumiają głównej akcji, a jedynie wprowadzają tak chwilami potrzebne rozluźnienie. Książka jest mocno skandynawska – wiele razy w czytanych przeze mnie powieściach z tego rejonu poruszany był w problem uchodźców, ale w żadnej z książek nie był przedstawiony od tej strony. Osobiste perypetie bohaterów nie wysuwają się na pierwszy plan, ale są dość istotne w powieści. Niedomknięte wątki sugerują dalszy ciąg przygód Katerine Wraa, po które na pewno sięgnę, choć sama bohaterka jest jeszcze dla mnie zagadką. Nie zdołałam jej bezwarunkowo polubić, bo czuję, że skrywa jeszcze niejedną tajemnicę.

Jedyne cliche, które mnie uderzyło, to fakt, że bohaterka wprowadza się do domu na uboczu, oddalonego o godzinę jazdy od Kopenhagi. Wiadomo, że taki dom na uboczu prędzej czy później stanie się miejscem dramatycznych wydarzeń. Trzymałam kciuki żeby tak nie było, żeby autorzy dramatyczne wydarzenia postanowili zrealizować w innych okolicznościach, ale nie – uparli się na domek letniskowy! Mimo tego książka bardzo mi się podobała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *