Znak, 2008
Liczba stron: 264
Teraz, z perspektywy kilku dni po przeczytaniu książki, zaczęło do mnie docierać coś, co powinno być dla mnie oczywiste. Kryminały Karin Fossum wymykają się wszelkim klasyfikacjom i napisane są inaczej – punkt ciężkości przesunięty jest z działań policji na działania podejrzanych i świadków. Policja służy za klamrę spinającą i dopełniającą sprawiedliwości.
Z zakładu psychiatrycznego ucieka Errki – dziewiętnastolatek o charakterystycznym wyglądzie, którego miejscowi podejrzewają o spowodowanie śmierci co najmniej dwóch osób. Co prawda nie ma na to dowodów i świadków, ale zła sława przylgnęła do zamkniętego w sobie chłopaka.
W tym samym czasie dochodzi do morderstwa – ktoś, zapewne w celu rabunkowym, zabija starszą, mieszkającą na odludziu kobietę. W pobliżu widziany jest Errki.
Na domiar złego jakiś człowiek okrada bank i porywa znajdującą się tam klientkę. Policja ma pełne ręce roboty, ale sprawy się komplikują dopiero wtedy, gdy okazuje się, że rabuś bankowy porwał nie kobietę, ale Errkiego, który nosi długie włosy.
To bardzo wciągająca książka. Mimo tego, że zazwyczaj wolę czytać o wydarzeniach z punktu widzenia policji i obserwować ich działania i procedury, to zupełnie się nie zawiodłam na tej powieści. Zderzenie dwóch domniemanych przestępców i opis ich ucieczki naładowany jest wieloma emocjami. Książka kończy się w sposób zaskakujący i smutny. I wspomnieć muszę również o policjancie kierującym śledztwem – Konradzie Sejerze. Nie sposób nie lubić tego przystojnego wdowca, który swoje życie od lat dzieli tylko z psem, ma mnóstwo zahamowań w stosunku do kobiet i wciąż walczy z poczuciem obowiązku w dochowaniu wierności swojej zmarłej żonie i podszeptami zdrowego rozsądku.