Łabędź i złodzieje, Elizabeth Kostova

Świat Książki, 2011

Czas nagrania: 20 godz. 27 min. Czytają: Anna Dereszowska i Jacek Rozenek

Liczba stron: 560

Rober Oliver, malarz i wykładowca na uczelni artystycznej zostaje aresztowany po tym jak próbuje zniszczyć obraz w Galerii Narodowej. Obraz, który Robert zaatakował przedstawia Ledę uwodzoną przez łabędzia. Robert trafia do placówki leczącej zaburzenia psychiczne, gdzie zajmuje się nim psychiatra – Andrew Marlow. Leczenie malarza jest skomplikowane, ponieważ po pierwszej rozmowie Robert zamyka się w sobie i przestaje mówić. Jego dnie wypełnia praca (maluje wciąż tę samą postać kobiecą) oraz lektura starych listów. Marlowa fascynuje ten nieprzenikniony mężczyzna. Aby dowiedzieć się co jest jego obsesją, łamie wszelkie zasady postępowania i etyki lekarskiej – odwiedza byłą żonę artysty oraz nawiązuje kontakt z jego byłą kochanką. Poznaje także treść listów, które tak fascynują jego pacjenta. Równolegle poznajemy losy malarki żyjącej i tworzącej we Francji pod koniec XIX wieku – jak ta historia sprzed wieku ma się do obsesji Roberta?

Absolutnie nie mam żadnych zarzutów pod kątem treści książki – jest to historia, którą odkrywałam z dużą przyjemnością i zaciekawieniem. Nie przeszkadzały mi (a nawet podobały się) długie, szczegółowe i bardzo plastyczne opisy – w końcu książka dotyczy środowiska artystów malarzy, więc opisy dzieł, krajobrazów, wnętrz były jak najbardziej na miejscu. Drażniły mnie jedynie ciągłe, powtarzające się i nie wnoszące niczego nowego opisy wyglądu Roberta Oliviera. Pewnie jeszcze za pół roku będę w stanie wyrecytować szczegóły wyglądu tego bohatera…

Nie podobały mi się jednak rozwleczone wątki poboczne, które niczego nie wnosiły do sprawy – a ta, przypomnę, dotyczyła przyczyny obsesji Roberta i ataku na obraz. Do szału doprowadzały mnie opowieści obu kobiet – w pewnym momencie myślałam, że streszczą ze szczegółami każdy dzień swojego życia z tym mężczyzną. Wkurzało mnie, że każdy bohater książki, łącznie z tymi drugoplanowymi, parał się malarstwem. Rozumiem, książka jest o artystach, ale obrazy można po prostu kolekcjonować a nie koniecznie samemu je malować. Nadmiar szczegółów nieistotnych dla sprawy był mocno irytujący, ale i tak mam po książce lepsze wspomnienia i wrażenia niż po chwalonym „Historyku.” Tutaj przynajmniej autorka nie wplotła w akcję żadnych wątków magiczno-fantastycznych.

O audiobooku:

I lektor, i lektorka mają bardzo fajne głosy. Przez większość czasu jest bardzo dobrze, jedynie momentami grali zamiast czytać. W niektórych fragmentach ta egzaltacja jest irytująca. I nie rozumiem dlaczego wszystkie damskie głosy były albo omdlewające albo przypominające głosik nieśmiałej pensjonarki. Przecież bohaterki były silnymi i nowoczesnymi kobietami – a w interpretacji lektorów stały się płaczliwymi, niepewnymi paniusiami kruchymi jak trzcina na wietrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *