Lektury nadobowiązkowe (1973r.), Wisława Szymborska

Wydawnictwo Literackie, 1973

Liczba stron: 273

„Kiedyś na spotkaniu autorskim zapytano mnie, czemu zamiast pisać o literaturze pięknej zajmuję się omawianiem książek popularno-naukowych i przeróżnych przewodników. Odpowiedziałam wtedy, że publikacje tego typu nie kończą się nigdy ani dobrze ani źle i to jest to, co najbardziej mi się w nich podoba.”

I oto cała tajemnica nieprawdopodobnie zróżnicowanego doboru lektur Wisławy Szymborskiej. Drugą przyczyną, o której wspomina w treści felietonów, jest jej ciągła chęć poszerzania swojej wiedzy. Głód informacji każe jej sięgać po książki tak dalekie od siebie tematycznie jak – „Pismo chińskie”, „Wypadki w domu” i „Terrarium”. Autorka potrafi celnie wytknąć autorom i redaktorom błędy i niedopatrzenia. Przede wszystkim mało ma szacunku dla tematycznych antologii, które albo pomijają ważne dzieła, albo cytują je w skrócie i najczęściej stawiają grafomańskie wierszyki tuż obok Mickiewicza czy Słowackiego.

Ponownie sporo wśród lektur Szymborskiej literatury dotyczącej starożytności – nowych przekładów dzieł greckich i rzymskich, a także biografii i autobiografii oraz dzienników osób związanych ze sztuką – aktorów, muzyków, malarzy.

We wstępie do tego zbioru felietonów znalazłam fragment, który idealnie odnosi się do tematycznego misz-maszu panującego także na moim blogu:

„Ciekawość kazała mi zawsze sięgać po książki najprzeróżniejsze: prócz tych, które jak długo poszukiwany skarb zdobywa się w księgarni, także i po takie, które przypadkiem wpadają w rękę. Mój smak czytelniczy nigdy nie wysublimował się do tego stopnia, żebym po lekturze dzieła o trwałej wartości nie mogła już powrócić do czytania książkowej drobnicy. Przeciwnie nawet, huśtam się z upodobaniem, to wzlatuję z zapartym tchem , to znów spadam z wielką emocją, a kto huśtawkę lubi , ten dużo (choć na pewno nie wszystko) moim felietonom wybaczy.

Nie ma tu czego wybaczać, można tylko zachwycać się przenikliwością języka, poczuciem humoru i wspaniałymi dygresjami odsłaniającymi światopogląd poetki. Jestem tak zachłanna na te felietony, że nie mogę się opanować i czytam dotąd, aż dobijam do tylnej okładki. Nauczona doświadczeniem z dwoma poprzednio przeczytanymi tomami „Lektur nadobowiązkowych” chciałam tym razem dawkować sobie radość czytania. Ale gdzie tam, poległam… Zachowałam się jak rasowy -holik i wciągnęłam treść szybciej niż bym chciała. Szczęśliwie udało mi się wynotować kilka cytatów, którymi w swoim czasie się z wami podzielę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *