Znak, 2005
Liczba stron: 207
Kiedy sama już nie wiem po którą sięgnąć książkę, zazwyczaj mój wybór pada na książkę o książkach. Po zachwytach „Lekturami nadobowiązkowymi” Wisławy Szymborskiej, przyszła kolej na „Lektury obowiązkowe” Tadeusza Nyczka. Sięgnęłam po nie bez oporów, ponieważ zostały mi polecone przez Agnes z Dowolnika, który często bywa dla mnie inspiracją do szukania kolejnych lektur.
Nyczek i Szymborska przez pewien czas byli sąsiadami. Ona zajmowała przestrzeń u góry, on na dole. Przestrzeń ta znajdowała się w dodatku do Gazety Wyborczej, a wymienieni autorzy publikowali tam swoje spostrzeżenia na temat przeczytanych książek. Tadeusz Nyczek wydał je potem w tym tomie, Wisława Szymborska wydała swoje lektury nadobowiązkowe w czterech tomach, ponieważ felietony o książkach zaczęła pisać znacznie wcześniej.
Nyczek podzielił swoje felietony na kilka części powiązanych chyba tematycznie. Piszę 'chyba’, ponieważ nie ogarniam do końca celu tego podziału. Felietony bez tego czytałoby się równie dobrze, a może nawet lepiej, bo chronologicznie. Co autor uważa za lektury obowiązkowe dla współczesnego czytelnika? Oprócz klasyki – Mickiewicza, Szekspira, Sofoklesa, pojawiają się autorzy bardziej bliscy naszym czasom i sercom: Kapuściński, Kafka, Hemingway, Faulkner, Camus, Lec, Herbert czy Mrożek.
Z wniosków: muszę sobie koniecznie zapamiętać żeby sięgnąć wreszcie po Myśliwskiego, Lowry’ego, Capka i Hrabala. Utwory tych pisarzy wydają się być moimi lekturami obowiązkowymi. Nie mam potrzeby czytania większości wymienionych przez Nyczka książek, ale czytanie o nich było bardzo ciekawe. W przeciwieństwie do felietonów noblistki, tutaj rzeczywiście mowa jest o książkach istotnych. Co prawda bardziej odpowiada mi styl felietonów Szymborskiej, ale i podczas czytania tej pozycji dobrze spędziłam czas. POLECAM!