Lewis Winter musi umrzeć, Malcolm MacKay

Akurat, 2014

Liczba stron: 368

„Trudno jest dobrze zabić człowieka…”

Tytuł oraz zacytowany przeze mnie fragment okładki podziałały na mnie jak magnes. Nie ma nic lepszego na przepracowanie jak napisana ze swadą książka o półświatku, najlepiej z elementami kryminału i czarnego humoru. Okazało się, że trochę się przeliczyłam, bo opowiedziana historia potoczyła się w innym kierunku niż przypuszczałam, nie była również tak zabawna. Treść wciągnęła mnie jednak na tyle, że nie narzekając, z rosnącym zainteresowaniem przeczytałam książkę do końca.

Nie jest to typowy kryminał ani powieść sensacyjna. Od początku bowiem wiadomo, że Lewis Winter musi umrzeć. Wiadomo też w jaki sposób pożegna się ze światem. Winter jest dilerem narkotyków, wiecznym nieudacznikiem w średnim wieku, na którym żeruje dużo młodsza dziewczyna z półświatka. Ostatnio musiał nadepnąć na odcisk komuś wysoko postawionemu, ponieważ zapada na niego wyrok. Zlecenie otrzymuje wolny strzelec (nazwa po dwakroć trafna) – Calum. Jest dość młody, lecz doświadczony, bardzo profesjonalny i bardzo ostrożny. Jednak każda, nawet najlepiej zaplanowana akcja, niesie ze sobą element ryzyka. Ponadto, nie wiadomo jak zachowają się śledczy i któremu z nich trafi się ta sprawa.

Kilka dni spędzonych w półświatku szkockiego Glasgow to był czas wypełniony nauką. Autor odsłania mechanizmy działania grup przestępczych, sposoby kontrolowania konkurencji oraz zdradza tajniki pracy policji i tzw. cyngli. Najbardziej jednak podobały mi się dwa wątki: pierwszy dotyczący niezdrowych relacji damsko-męskich, starszawy facet plus młoda dziewczyna, która każdy związek postrzega jak umowę biznesową; drugi, pokazujący bezradność policji. Śledczy prowadzący sprawę domyśla się wielu rzeczy, lecz niestety nie mając dowodów niczego nie może udowodnić. A jego przeciwnicy są wszyscy kuci na cztery łapy i nie popełniają głupich błędów. I tak to się kręci. Każdy ma swoją działkę do wykonania, jedni działają w imieniu prawa, inni, poza nim i wszyscy mają pełne ręce roboty.

Doceniam to, że autor nie starał się przedstawić nikogo z nadmiernie pozytywnym lub negatywnym świetle, pozostawiając czytelnikowi wybór tego, z kim będzie sympatyzował. Brak tu również elementów zaczerpniętych z „dzieł” hollywoodzkich – sensacyjnych pościgów i naciąganych zbiegów okoliczności. Podczas lektury wielokrotnie przychodziło mi do głowy, że atmosfera i specyficzny spokój, z jakim opowiedziano tę historię, przypominają nastrój książek Alexandra MacCall Smitha zmieszanych z kryminałami Iana Rankina. Czyli wynika z tego, że Szkoci tak mają, że nie lubią podnosić ciśnienia swoim czytelnikom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *