Liczba stron: 316
Książka tak chłodna jak kolory użyte na okładce. Książka o samotności w tłumie. Książka tak dołująca, że chce się walić głową w ścianę.
Amerykanin mieszkający w Londynie przyjeżdża do Monachium wraz ze swoim dawno niewidzianym ojcem. Do Niemiec sprowadza ich rodzinna tragedia – umarła Miriam, siostra i córka. Panowie muszą uporządkować sprawy zmarłej, zidentyfikować zwłoki i… uporać się z przyczyną śmierci najbliższej krewnej. Ku swojemu przerażeniu dowiadują się, że Miriam zagłodziła się na śmierć. Po trzech tygodniach pobytu w Europie kontynentalnej szykują się do odlotu do Stanów Zjednoczonych z ciałem zmarłej. Plany krzyżuje im mgła paraliżująca lotnisko w Monachium. Ostatnie godziny spędzone w Niemczech w towarzystwie coraz słabszego ojca i pracownicy ambasady są dla anonimowego bohatera okazją do wspomnień i podsumowań.
Migawki z lotniska przeplatają się ze wspomnieniami z czasów, gdy wszyscy jeszcze mieszkali w Stanach, nielicznych spotkań z siostrą oraz ojcem, drogi do stabilizacji zawodowej oraz nieudanego małżeństwa. Z powoli dokładanych fragmentów wyłania się rodzinna historia naznaczona obcością. „Lotnisko w Monachium” to bowiem powieść o rozpadzie rodziny, o zaniku więzi, o oddaleniu i wycofaniu. Bohaterowie tej książki rozjechali się po świecie, rzadko spotykali się w gronie rodziny, celowo, a może w wirze codziennych zdarzeń, nie dbali o pielęgnowanie więzi z bliskimi. W kontekście opisanej rodziny słowo „bliscy” zupełnie nie pasuje – tę trójkę łączy jedynie wspólne nazwisko i wspomnienia sprzed kilkudziesięciu lat. Dwóch pozostałych przy życiu członków rodziny wiążą teraz wyrzuty sumienia i bezgłośnie powtarzane pytania. Dlaczego nie zainteresowali się Miriam? Czy można jej było pomóc? Do końca swoich dni będą się zadręczać myślą o tym, co mogło skłonić tę młodą kobietę do odebrania sobie życia w tak okrutny sposób.
Problemy poruszone w powieści można odczytać w szerszym kontekście i odnieść do sytuacji wielu rodzin. Ponadto, znamienne dla naszych czasów jest to, że każdy z bohaterów dąży do samotności, najlepiej czuje się sam z sobą. Każdy ma świadomość tego, że inni ludzie nie są w stanie go zrozumieć ani wysłuchać, bo sami mierzą się z własnym życiem. Bohaterowie tej powieści są atomami krążącym po swoim świecie, odbijającymi się od innych cząsteczek, lecz nie tworzącymi trwałych więzi. Bardzo dobra książka, zaskakująca, szokująca. Stanowczo nie dla tych, którzy lubią w literaturze szybką akcję, dynamiczne dialogi i wolą „kawę na ławę”.
Zapowiada się bardzo ciekawie. Zwłaszcza, że i sam siebie w samotniczych kategoriach rozpatruję. Ale czy to dążenie do samotności to kwestia nie tylko czasów, ale i naszego kręgu kulturowego?
Mi czegoś zabrakło w tej książce, emocje były jakieś takie płaskie i proste. No i miałam wrażenie, że do głowy tłucze mi się jedną słuszną interpretację, jakoś nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca.
Jak masz ochotę, to tu moja recenzja:
Zainteresowałaś mnie. Poszukam sobie tej książki. Dziękuję.
Cieszę się, że udało mi się zachęcić do tej powieści. Nie jest łatwa, ale warto poświęcić jej kilka godzin.