Mam łóżko z racuchów, Jaclyn Moriarty

Australia zajmuje pierwsze miejsce na mojej liście podróży marzeń. Nic dziwnego, że wybrałam się w peryferyjną podróż literacką na antypody. „Mam łóżko z racuchów” to powieść australijskiej pisarki, jednak niewiele w niej samej Australii. W zasadzie akcja książki mogłaby mieć miejsce w dowolnym zakątku świata. Nie mniej jednak, nie żałuję wyboru tej lektury.

Trzypokoleniowa rodzina Zingów ma sekret, sekret tak wielki, że wtajemniczeni mogą być tylko członkowie najbliższej rodziny. Dzieci nie mają dostępu do tajemnicy, choć wiedzą o jej istnieniu oraz o cotygodniowych naradach w szopie ogrodowej u dziadków. Fabuła książki to jednak znacznie więcej niż sekret. Autorka z rozmachem pokazuje życie kobiet związanych z opisywaną rodziną. Marbie i Fancy to siostry, córki państwa Zingów. Fancy pisze książki erotyczne, mieszka z córką Cassie i mężem. Marbie mieszka z narzeczonym oraz jego siostrą Listen. Nauczycielka Cassie, Cath, mieszka sama, ale ma romans z żonatym mężczyzna. Dziewczynki Cassie i Listen to też równoprawne bohaterki powieści – każda na swój sposób próbuje radzić sobie z grupą rówieśniczą, odrzuceniem, szkołą.

Wszystkie kobiety z książki są dla mnie postaciami szalenie sympatycznymi. Wszystkie są trochę zakręcone, niepoukładane, wplątujące się w kłopoty, wyplątujące się z nich, szukające miłości. Przede wszystkim jednak, są niegłupie. Sekret wychodzi na jaw stopniowo podsycając ciekawość, łącząc wątki, splatając bohaterów. Wielokrotnie te same wydarzenia opisane zostały z różnych punktów widzenia, zachwiana jest też chronologia wydarzeń – to sprawia, że na początku czytelnik jest lekko zagubiony. Potem wszystkie kawałki łamigłówki wchodzą na swoje miejsca i przed oczami czytelnika rozpościera się ładnie opowiedziana historia.

Ciekawa konstrukcja książki, pomysłowość autorki, świetne charakterystyki postaci oraz intrygujący tytuł, który zostaje wyjaśniony na końcowych stronach książki, sprawiły, że moja podróż do Australii była bardzo udana. Na australijski deser zostawiam sobie „Piknik pod Wiszącą Skałą”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.