Marcowe fiołki, Philip Kerr

Red Horse, 2009

Liczba stron: 331

Berlin, rok 1936 w przededniu olimpiady. Władze nazistowskie próbują przemocą i radykalnymi metodami zaprowadzić w mieście pozory normalności. Z jednej strony następuje fala aresztowań, z drugiej strony w sklepach i księgarniach na powrót pojawiają się towary od dawna zakazane. Były policjant, obecnie prywatny detektyw Bernhard Gunther otrzymuje zlecenie odnalezienia cennej biżuterii, która zaginęła z sejfu córki potentata finansowego. Jak się okazuje kobieta i jej mąż zostali zamordowani, a ich dom podpalony. Wydaje się jednak, że sprawa ma drugie dno. By do niego dotrzeć Gunther straci sporo czasu i przeleje dużo krwi.

Bernhard nie może narzekać na brak zleceń – zaczynają napływać z wielu stron, także ze szczytów władzy nazistowskiej. Trup ściele się gęsto, przewijają się piękne kobiety, a sam detektyw nie raz wpada w pułapki zastawiane przez kolejnych wrogów, ociera się o śmierć, a najbliżej niej znajduje się w czasie zesłania do Dachau.

Gdybym napisała, że akcja szybko się rozwija, byłby to eufemizm – akcja pędzi na złamanie karku. Każda zmiana scenerii przynosi ważny zwrot w fabule powieści. Postaci pojawiają się i znikają. Gunther wznosi się na wyżyny ironii i czarnego dowcipu. Wątki pozornie niezwiązane ze sobą zaczynają się łączyć. Powieść zapewnia dużo rozrywki, jednak gdybym miała napisać o niej coś za tydzień, to niewiele udałoby mi się przypomnieć. Ale ten typ powieści tak ma – zapewnia szybką i intensywną, aczkolwiek krótkotrwałą przyjemność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.