Wydawnictwo Post, 2010
Liczba stron: 302
Osobom, które nie interesują się tematem, komiksy kojarzą się stereotypowo – z superbohaterem lub Kaczorem Donaldem w wersji gigant. Wiele osób na pewno się zdziwi, gdy dotrze do nich, że w tej formie literatury można zamknąć grozę holokaustu i przejmującą wojenną historię. Zadania podjął się Amerykanin – Art Spigelman, prywatnie syn polskiego Żyda, który przeżył holokaust, pobyt w getcie oraz obozie koncentracyjnym.
Spiegelman podejmuje się napisania i narysowania historii opowiadanej przez ojca, gdy zaczyna do niego docierać fakt, że ojciec jest już bardzo stary i należy wysłuchać i zapisać to, co przeżył. Jest to sposób na poznanie rodziny oraz przekazanie szerszemu odbiorcy wiedzy o drugiej wojnie światowej. Opowieść zaczyna się od czasów przedwojennych – to czas dość beztroski, Żydzi w Polsce są zasymilowani, prowadzą prosperujące firmy, podróżują, cieszą się dobrobytem. Dojście Hitlera do władzy oraz niepokojące wieści dochodzące z Niemiec niepokoją wszystkich. Wybuch wojny jest dla bogatych Spiegelmanów na pewno mniej dotkliwy niż dla biedoty. Jednakże to tylko kwestia 2-3 lat, gdy wszyscy podzielą ten sam los. Utrata bliskich, wolności, godności i majątku jest tak samo tragiczna dla zamożnych jak i dla biednych. W ciągu kilku lat ludzie stają się numerami, a ich jedynym osobistym majątkiem łyżka, niedobrane do pary drewniaki i pasiak.
Rysownik nie ogranicza się jedynie do zapisu zdarzeń wojennych – tych smutnych i tych, które można nazwać łutem szczęścia. Używając prostych środków przekazu i wymownych przykładów ukazuje wpływ przeżyć wojennych na dalsze życie swoich rodziców. Jego ojciec stał się dziwakiem – człowiekiem niezwykle oszczędnym, sknerą, która wykłóca się o jedną zapałkę. Matka pogrążyła się w depresji. Życie z nimi nie jest łatwe. Rozmowa o wojennych przeżyciach jest dla narratora (i autora) próbą zrozumienia okoliczności, które ukształtowały jego rodziców. Tragizm losów Spiegelmanów rozciągnął się w czasie i przestrzeni. Wojna nie skończyła się dla nich w maju 1945 roku.
Skąd tytuł „Maus”? Spiegelman sięgnął do symboliki zwierząt – Żydów ukazał jako myszy, Niemcy to koty, Francuzi – żaby, Polacy – świnie. Bohaterowie komiksu mają zwierzęce twarze, lecz zachowania, uczucia, ubrania w stu procentach ludzkie. I nie ma się co oburzać symboliką stawiającą Polaków w niepochlebnym świetle. Żeby móc się wypowiadać na ten temat, trzeba przeczytać Mausa. Gwarantuję doskonałą, poruszającą lekturę.