Liczba stron: 400
Po kilku latach przerwy Marek Krajewski postanowił wrócić do Eberharda Mocka. Panowie padli sobie w ramiona i podjęli decyzję, iż od teraz żaden Popielski ich nie rozłączy. Chcąc uczcić to wiekopomne wydarzenie, Mock opowiedział Krajewskiemu o pierwszej sprawie kryminalnej, która utorowała mu drogę do kariery w policji.
Był rok 1913. W Breslau, dużym, szybko rozwijającym się mieście, trwała budowa Hali Stulecia – monumentalnej budowli, która miała służyć za miejsce wystaw, koncertów, przedstawień. Spodziewano się, że na uroczyste otwarcie hali przyjedzie sam cesarz lub przynajmniej jego syn. Zanim jednak ukończono budowę w gmachu znaleziono ciała czterech zamordowanych gimnazjalistów. Sprawa otrzymała najwyższy priorytet, ponieważ należało wyjaśnić nie tylko dlaczego i z czyich rąk zginęli chłopcy, lecz także upewnić się, że nie ma to niczego wspólnego z organizacjami działającymi w mieście. Mowa tu o masonach i organizacji pangermańskiej.
W tym czasie młody wachmistrz Mock już żegnał się z pracą w policji. Brał udział w haniebnym skandalu obyczajowym, przez co naraził się swoim szefom i dostał wypowiedzenie. W sprawie morderstwa w Hali Stulecia zobaczył szansę na pozostanie, o ile uda mu się odnaleźć winnych zbrodni. Na wpół legalnie zajął się zbieraniem i weryfikacją dowodów. Droga do prawdy wiodła go przez burdele, podrzędne knajpy, łaźnię miejską oraz łóżko jednej z najbardziej niezwykłych kobiet, jakie kiedykolwiek stanęły na jego drodze.
Zastanawiacie się pewnie czy ponowne spotkanie Mocka i Krajewskiego było udane i satysfakcjonujące dla czytelnika. Jeśli czytelnik, podobnie jak Mock, nie ma nic przeciwko temu, by raz na jakiś czas przedzierać się przez mroki ludzkich dusz, miejskie rynsztoki i speluny, żeby poznać prawdę, nawet jeśli jest ona przerażająca, wówczas będzie co najmniej zadowolony. Jeśli natomiast w trakcie lektury lubi czasem się uśmiechnąć, a czasem skrzywić z odrazą, znajdzie w „Mocku” wiele fragmentów, które spełnią jego potrzeby. Jeśli natomiast, jest wybredny i szuka opowieści o wyjątkowo skomplikowanym śledztwie, to na pewno zachwyci go fabuła tej historii i poziom jej komplikacji. Ponadto, jeśli istotne są dla niego zakotwiczenia w historii, Krajewski z Mockiem zadbali o realizm umiejscawiając opowieść w konkretnym miejscu i okresie historycznym. Co więcej, dla wygody czytelnika, w przypisach do niemieckich nazw ulic i gmachów podali ich współczesne brzmienie.
Niecierpliwie czekam na kolejne spotkanie Mocka z Krajewskim (będzie!), bo ten pierwszy świetnie opowiada, ten drugi szybko notuje.