Morderstwo w Alei Róż, Tadeusz Cegielski

WAB, 2010

Liczba stron: 429

Kryminał retro „Morderstwo w Alei Róż” wyszedł spod pióra profesora historii Uniwersytetu Warszawskiego – Tadeusza Cegielskiego. Autor osadził powieść w Warszawie lat pięćdziesiątych. Niemal każda strona książki jest hołdem oddanym miastu oraz pokłonem złożonym trudnemu okresowi w historii Polski. Budowa Pałacu Kultury i Nauki, pierwsze wykopy pod linię metra i przeludnione mieszkania, do których po wojnie dokwaterowano lokatorów, nie są jedynie tłem wydarzeń, ale także odgrywają znaczną rolę w rozwoju fabuły. Tłem dla dochodzenia w sprawie morderstwa są natomiast silne wpływy radzieckie, zniszczenia powojenne oraz mocne tarcia między milicją a Urzędem Bezpieczeństwa.

W Alei Róż doszło do morderstwa – zginął towarzysz Szczapa będący sekretarzem partii. Na miejsce przybywa major Ryszard Wirski, funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej. Jego działania w sprawie wyjaśnienia tajemnicy zbrodni kontrolowane są przez niezbyt rozgarniętych funkcjonariuszy UB, którzy próbują nie dopuścić do ujawnienia faktów niewygodnych dla wyżej postawionych polityków. Okazuje się bowiem, że zmarły uzależniony był od substancji odurzających, nie do końca jasny jest charakter jego przyjaźni z młodym studentem filologii polskiej oraz maturzystkami z liceum plastycznego. Mieszkanie denata skrywać może także inne tajemnice zagrażające państwu.

Wirski jest policjantem starej daty, dobrze wykształconym, oczytanym, a przede wszystkim inteligentnym i błyskotliwym. Nie w smak mu przepychanki z ubekiem Mikołajem Kowadłą, ale nie ma możliwości uwolnienia się od tego oficera. Zadanie, jakie przypadło Wirskiemu jest niezwykle trudne – musi tak lawirować podczas śledztwa, by ani nie urazić tajniaków z UB, ponieważ ryzykuje nie tylko swoją karierę zawodową, ale także życie swoje i swojej młodej kochanki. Stara się także nie rzucać podejrzeń na osoby, którym nie może udowodnić winy w 100%. Tajniacy UB działają szybko, nie czekając na wyrok sądu, a życie ludzkie nie jest dla nich więcej warte niż wykazanie się sukcesem w rozwiązaniu morderstwa.

Poziom absurdu działania śledczych w powojennej Polsce przyprawia o ból głowy. Nie czytałam wcześniej żadnego kryminału, w którym ukrywano by przed prowadzącym śledztwo wyniki badań daktyloskopijnych i fałszowano raport patologa sądowego. Dobro partii stawiano w owych czasach ponad wszystko, a na jej członków, żywych czy martwych, nie mógł paść nawet cień podejrzenia o złe prowadzenie czy udział w nielegalnej działalności. Wirski lawiruje w tym labiryncie tak, by odkryć sprawcę zbrodni i uratować swój tyłek. Najchętniej jednak pociągnąłby sprawcę do odpowiedzialności za morderstwo Szczapy, co wcale nie jest takie oczywiste w sytuacji w jakiej znajduje się kraj.

Książkę czyta się dobrze, choć nie raz czytelnik zapewne pokręci głową ze zniecierpliwieniem i niesmakiem. Stać się tak może jednak nie z niedostatku talentu autora, czy luk w fabule, ale z powodu wspomnianych wcześniej absurdów do jakich doprowadzają zwierzchnicy głównego bohatera. Ponadto Cegielski stworzył kryminał, który cały w sobie jest pochwałą tego pogardzanego powszechnie gatunku. Autor przytacza nawet słowa samego Antoniego Słonimskiego na temat dobrego kryminału. Nie odmówię sobie przyjemności zacytowania tego fragmentu, ponieważ zawiera on kwintesencję tego, co sama sądzę na temat powieści kryminalnych:

„Tylko nędzny tchórz – pisał mistrz Antoni – mówi 'biorę możliwie najgłupszą sensacyjną powieść, kładę się na leżaku i wtedy naprawdę odpoczywam’. Cóż to za odpoczynek? To wspaniała zabawa, przyjemność, emocja, niepokój i zadowolenie. Wcale nie chodzi o to, żeby powieść była głupia. Przeciwnie. Od autorów powieści detektywnej wymagamy logiki i precyzji. Żadnych ingerencji duchów, żadnych telepatii. Musi być czysta robota.”

Muszę przyznać, że autorowi „Morderstwa w Alei Róż” dobrze się udała taka czysta i precyzyjna powieść „detektywna”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.