Na plaży Chesil, Ian McEwan

Wydawnictwo Albatros, 2008

Liczba stron: 198

Tak już mam z McEwanem, że zawsze mnie dołuje. Mimo to wracam do jego książek, bo doceniam umiejętność budowania napięcia, zgrabne i zaskakujące fabuły książek oraz przede wszystkim mistrzowskie rysy psychologiczne bohaterów.

Florence i Edward są świeżo poślubioną parą. Swój miesiąc miodowy spędzają w nadmorskiej miejscowości Chesil. Florence pochodzi z zamożnej rodziny. Jej największą pasją jest gra na skrzypcach, a swoją przyszłość łączy z występami ze swoim kwintetem na najsławniejszych brytyjskich scenach. Edward jest historykiem, marzy o napisaniu serii biografii mniej znanych postaci historycznych. Nie rozumie muzyki poważnej, pasjonuje go muzyka rozrywkowa. Od swojego świeżo upieczonego teścia dostaje posadę w jego prężnie działającej firmie. Para ta darzy się dużą czułością, wciąż zapewniają się o swoich uczuciach. Tego wieczoru, w dniu ślubu żadne z nich nie potrafi przestać myśleć o zbliżającej się nocy poślubnej – ich pierwszym zbliżeniu.

Jak się okazuje ani Edward ani Flo nie mają żadnych doświadczeń seksualnych na swoim koncie. Edward denerwuje się, że nie sprosta wyzwaniu i pokona go długo kumulowane napięcie. Wyobraża sobie jednak, że wzajemne zrozumienie i czułość pomogą im pozbyć się zażenowania. Flo wręcz przeciwnie, traktuje noc poślubą jako przykry obowiązek, boi się i czuje obrzydzenie do tego, co nieuchronnie nastąpi. Dziewczyna jest spanikowana, bo jej jedynym przygotowaniem do roli żony jest lektura podręcznika opisującego akt miłosny przy użyciu czysto technicznego słownictwa. Oboje czują się skrępowani i niezdolni do rozmowy na ten temat – Flo wychowana w bardzo konserwatywnych zasadach nie śmie rozmawiać o swoich obawach, bo sądzi, że to „nie wypada”. Niestety, wieczór kończy się w sposób trudny do przewidzenia.

Kto odpowiada za to co się stało? Czy jest to wina oziębłości Flo, czy może braku odpowiedniego przygotowania? Czy winą należy obarczyć Edwarda, któy tak bardzo boi się naruszenie reguł i zasad wprowadzanych przez swoją zahamowaną narzeczoną, że przez cały długi okres narzeczeństawa nie posuwa sie do niczego więcej niż pocałunki? Czy winna jest matka dziewczyny, która nie przygotowała jej do roli żony, nie oswoiła potwora jakim wydawał się seks? Czy może to wina czasów w jakich żyli ci młodzi ludzie? Lata sześdziesiąte w Anglii wciąż jeszcze krępowały ludzi zasadami typowo wiktoriańskimi – o sprawach cielesnych nie rozmawiało się i już.

W każdym razie szkoda mi ich było, choć bardziej żałowałam Edwarda, który w tym związku był bardziej nowoczesny i otwarty. Jednak i jemu zabrakło dojrzałości by rozwiązać problem w sposób cywilizowany. Nasuwa się też refleksja związana z sytuacją opisaną w tej powieści – po upływie pół wieku seks nie jest już tabu, a wręcz przeciwnie czasem podczas lektury, czy obserwując świat dookoła odnoszę wrażenie, że został pozbawiony magii i zredukowany do funkcji ćwiczeń fizycznych. Aż prosi się o jakiś złoty środek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.