Na wysokim niebie, Danuta Awolusi

Sol, 2013

Liczba stron: 270

„Na wysokim niebie” to taki mój literacki sok w bok. Jak zapewne wiecie lubię jak jest mrocznie i wolę złe zakończenie lub zakończenie niejednoznaczne niż happy end. Wolę jak się zabijają i ścigają niż jak przyjaźnią i całują w książkach. Stronię od powieści o nagłej zmianie w życiu 30-40 latek spowodowanej wyprowadzką na wieś. Po powieść Danuty Awolusi sięgnęłam zaintrygowana tym, że dotyczy ona dojrzewania w rodzinie dysfunkcyjnej, żeby nie powiedzieć patologicznej – narratorka powieści bardzo wystrzega się tego określenia.

Ania opowiada o swoim dzieciństwie będąc już dorosłą kobietą i pisarką. Wraca do lat, które ją ukształtowały, choć niewiele brakowało, żeby ją zniszczyły. Ania była zaniedbanym dzieckiem. Co prawda miała rodziców, lecz ci zupełnie nie przejmowali się dziećmi, nie okazywali im zainteresowania. W domu każdy zajmował się sobą, rodzice nie stawiali wymagań, nie mieli też oczekiwań wobec dzieci. Był to dom biedny pod względem materialnym i emocjonalnym. Aż dziw bierze, że w dziewczynce tyle było optymizmu, wiary w ludzi i pogody ducha.

Nie zaskoczę was pisząc, że dziewczynka była odrzucana w szkole – niedomyta, nieładnie pachnąca, otyła, przepychana z klasy do klasy, zawsze stała z boku. I oczywiście próbowała schodzić z oczu szkolnym osiłkom oraz niedelikatnym nauczycielom. Jedynym azylem stała się dla Ani biblioteka, a młoda wrażliwa bibliotekarka zdołała zaskarbić sobie zaufanie dziewczynki. A ta uciekała przed rzeczywistością zamykając się w swoim pokoju i przenosząc w świat powieści polecanych jej w bibliotece. Przełom w żałosnej egzystencji dziecka nastąpił w chwili, gdy na jej drodze stanęli: straszy mężczyzna, dziadek znajomej bibliotekarki oraz jej rówieśnik – nowy sąsiad. Od tej chwili obserwujemy jak Ania, z trudem co prawda, ale odbija się od dna i zaczyna łapać wiatr w żagle. Zanim jednak zacznie unosić się na wysokim niebie upłynie sporo czasu, zazna wielu nowych upokorzeń i pozna gorycz straty.

Czytając powieść zastanawiałam się ile jest na świecie takich „Ani”, które nie znajdują w nikim oparcia i beznadziejna rodzina ciągnie je za sobą w dół pogrążając w żałosnej egzystencji. Według mnie, przypadek bohaterki, której udało się, bo trafiła na dobrych, pozytywnych ludzi jest odosobniony. Bo albo „Ania” nie trafi na właściwą osobę, albo jest zbyt zamknięta, żeby kogoś do siebie dopuścić. Opisy dysfunkcyjnej rodziny oraz nieprzyjaznej szkoły, choć trochę miejscami przesadzone dobrze oddają beznadzieję straconego dzieciństwa. Jednakże nie we wszystko byłam w stanie uwierzyć. Chwilami  ludzkie zachowania były dość nieracjonalne i grubymi nićmi szyte. A ja jestem dość nieufna, szczególnie w sytuacji, gdy wszystko zaczyna się dobrze układać, a wrogowie stają się przyjaciółmi.

Książka wciąga od pierwszej strony i naprawdę trzeba ze sobą walczyć, żeby się oderwać. Polecam zatem, żebyście zarezerwowali sobie wolne popołudnie i dali się porwać opowieści. Pamiętajcie, to nie tylko książka o trudnym dojrzewaniu i szukaniu swojego miejsca, lecz także opowieść o miłości do czytania i wpływie książek na życie. Warto!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *