Nadzieja dla umarłych, Charles Willeford

Mundin Publishing, 2014

Liczba stron: 286

Już raz byłam w Miami. Objechałam wiele szemranych dzielnic i poznałam miasto od podszewki. W podróż zabrał mnie Charles Willeford w powieści „Miami blues”. Druga wizyta w tym mieście była równie ekscytująca i zawierała te elementy, których się spodziewałam oraz pewne zaskoczenia. Nastawiałam się na kryminał ze sporą dawką humoru, zawierający liczne komplikacje i wiele wątków, które prowadzą do wspólnego celu. I wcale się nie pomyliłam w swoich przypuszczeniach.

Hoke dostaje nowego partnera, a raczej partnerkę – młodą Latynoskę, Ellitę Sanchez, która może pochwalić się sporym doświadczeniem w pracy w dzielnicach zamieszkiwanych przez ludność hiszpańskojęzyczną. Ta pozornie niedobrana para prowadzi dość łatwe śledztwo w sprawie domniemanego samobójstwa młodego narkomana. Aby zwiększyć swoje szanse na awans, ich zwierzchnik przydziela im jeszcze tajne zadanie zajęcia się nierozwiązanymi sprawami sprzed lat. I chociaż uważają to za całkowitą stratę czasu, zabierają się do pracy. Co dziwne i niespodziewane, wkrótce, dzięki zbiegowi okoliczności, udaje im się rozwiązać jedną z zagadek. Hoke wciąż jednak węszy w sprawie samobójcy, bo coś nie daje mu spokoju, (najbardziej macocha chłopaka, którą ma nadzieję zaciągnąć do łóżka). Nadchodzą jednak kolejne komplikacje – w życiu prywatnym Hoke’a oraz Ellity.

Książkę po same brzegi (okładki) wypełniają liczne wątki sensacyjne i obyczajowe, które składają się na portret amerykańskiego gliniarza pracującego w mieście okrytym złą sławą. Hoke jest cyniczny, ale ma dobre serce. Bywa brutalny, ale nie kuszą go łatwe pieniądze. Klepie biedę, lecz z szacunku dla samego siebie nie bierze podejrzanych fuch po godzinach. Willeford lubi swojego bohatera, lecz nie ułatwia mu życia, co czyni ku uciesze czytelnika. „Nadzieja dla umarłych” przeczytała mi się sama, nie odczułam żadnego wysiłku podczas lektury, leciałam do przodu wraz z akcją i odczuwałam przy tym ogromną przyjemność. Lubię książki, które dostarczają mi rozrywki, lecz nie są głupie. Powieści Willeforda właśnie do takich należą. Ich polskie wydanie wyróżnia się szatą graficzną – tym razem powieść ilustrował Mikołaj Moskal, a załączony do książki plakat przedstawia Julio Iglesiasa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *