Słowo/Obraz Terytoria, 2010
Liczba stron: 112
Dramat Słobodzianka ma jedną rzecz wspólną z Naszą klasą.pl – mimo tego, że w dzieciństwie postaci należą do tej samej zbiorowości, czyli klasy szkolnej, niewiele ich łączy w późniejszym życiu. Po latach został tylko powierzchowny sentyment. Autor książki oparł fabułę na faktach zaczerpniętych z powieści i filmów dotyczących masakry ludności żydowskiej w Jedwabnem.
Dzieci polskie i żydowskie, które chodziły razem do szkoły powszechnej, uczyły się tych samych piosenek, które jak klamra spinają wszystkie czternaście lekcji, części dramatu. Miały także wspólne marzenia i wspólne zabawy – słowem nic nie zapowiadało tragedii, która nastąpiła w latach późniejszych. W czasie wojny, podczas gdy dzieci z klasy, o której mowa, wkroczyły już w dorosłość, ich miasto zostało zajęte przez wojska radzieckie, a następnie Niemców.
Wówczas, na początku lat czterdziestych ujawnia się słabość charakterów i brak więzów międzyludzkich – jedni na drugich zaczynają donosić, współpracować z najeźdzcą, czerpać korzyści ze zdrady. Tak naprawdę jednak zło, do kulminacji którego doszło w 1941 roku, nie zostało bezpośrednio sprowokowane przez okupanta. Na światło dzienne wydobyły się najgorsze cechy polskiej części klasy – cwaniactwo, buta, źle rozumiane poczucie sprawiedliwości i wspólnoty. Późniejsze lata to dla pozostających przy życiu okres, kiedy najważniejszym celem staje się zachowanie tajemnicy i uniknięcie kary za popełnione zbrodnie.
Słobodzianek nie używa wielkich słów, nie odwołuje się do autorytetów, nie grzmi ani nie poucza. Przy użyciu skromnych środków stylistycznych pisze dramat, którego treść wwierca się w umysł. Pokazuje, że nie mamy prawa uważać się za naród wybrany i skrzywdzony, tylko dlatego, że udało nam się wyjść z rozbiorów i dwóch wojen. Jesteśmy narodem jak każdy inny, w którym dobro miesza się ze złem, ludzie prawi mieszkają tuż obok takich, którzy nie znają norm etycznych i moralnych. Należy to przyjąć za normę i zrozumieć, iż nie ma sensu wywieszać sztandarów, drzeć szat i próbować przekrzyczeć tych, którzy uważają Polaków za mesjaszy narodów. Właśnie ci ludzie swoim zadęciem i wywyższaniem się nad innymi doprowadzają do tragedii, których nie zatrze czas, nie rozgrzeszą okoliczności, nie zapomną ci, którym udało się przetrwać.