Nie odstępuj ode mnie, Elizabeth Strout

Świat Książki, 2008

Liczba stron: 301

„Nie odstępuj ode mnie” jest książką portretującą małe amerykańskie miasteczko. Akcja powieści toczy się w latach pięćdziesiątych, czasach przełomu, czasach strachu przed wybuchem wojny między USA a Rosją, czasach kiedy zabobony i konserwatyści mieli się jeszcze dobrze, a społeczeństwo dopiero co zaczynało się zmieniać na bardziej nowoczesne i światłe.

Kiedy parafię w West Annett obejmuje nowy, młody, charyzmatyczny pastor, miejscowi są zachwyceni. Podobają im się kazania oraz nieskazitelna osobowość duszpasterza – Tylera Caskeya. Mniejszą sympatią darzą jego żonę – Lauren, która pochodzi z zupełnie innego świata. Na tle szaro-burej zaściankowości wygląda i zachowuje się jak egzotyczny, kolorowy ptak. Nie interesują jej kółka gospodyń ani spotkania modlitewne – Lauren najbardziej lubi robić zakupy i stroić się.

Taylera poznajemy po śmierci żony, kiedy sam próbuje sobie radzić z życiem, wychowaniem starszej córki, ułożeniem stosunków z matką zajmującą się jego młodszą córką i znalezieniem swojego miejsca na ziemi. Zaskakuje go wrogie nastawienie mieszkańców miasteczka, rozpowszechnianie plotek i pomówień. Początkowo je ignoruje licząc na to, że plotki ucichną – jednak kiedy niechęć mieszkańców zaczyna dotykać również jego kilkuletniej córki Katherine, musi odnieść się do tego, co do niego dociera.

Nie polubiłam żadnego z bohaterów – Tyler był świętszy od wszystkich świętych, zamiast zająć się Katherine, która po śmierci matki przeżywała traumę, rozmyśla o Piśmie Świętym, filozofii i kazaniach. Jego „świętość” i trzymanie się z dala od prawdziwego życia staje się zarzewiem konfliktów z parafianami. Matka Tylera to najprawdziwsza zdewociała, purytańska jędza, która ingeruje w każdy aspekt życia swojego syna. Okropny, zimny babsztyl. Żona Tylera – Lauren to taki słodki, różowo-bezowy pustaczek, który nudzi się na plebanii, żyje ponad stan i nie umie zorganizować sobie dnia. Chyba jednak szczerze kocha Tylera, co stawia ją w nieco lepszym świetle. Mieszkańcy West Annett to małostkowi głupcy żyjący od plotki do plotki. Swoich występków nie zauważają, szukają zła w innych. To ludzie toksyczni.

To taka powieść, w której od razu wiadomo, że na końcu wszystko dobrze się ułoży, a w środku będzie sporo różnych komplikacji. Nie do końca takie lubię. W przypadku książki Elizabeth Strout mamy dobrze skonstruowane postaci oraz obraz amerykańskiej prowincji ponad pół wieku temu, co w moim odczuciu mocno podwyższa jej wartość. Moim zdaniem warto zajrzeć do książki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.