Czytelnik, 2011
Liczba stron: 244
W przypadku tej książki, zbioru miniatur z lat czterdziestych ubiegłego wieku, najlepiej oddać głos samemu autorowi. Nikt tak dobrze jak on nie przybliży Wam treści tego tomu. Sam tytuł oraz początek książki dają do myślenia, wskazując w człowieku pierwiastek boski i ludzki.
„Żyję między niebem a ziemią; jest we mnie coś nieśmiertelnego i boskiego, ale zwykłem też dłubać w nosie, gdy znajduję się sam w pokoju”.
Łagodna ironia, dystans do siebie i dystans do poharatanego po wojnie świata określa codzienną egzystencję pisarza, który przygląda się zmianom pór roku, poświęcając im dużo uwagi w swoich zapiskach. Specjalnie użyłam słowa „egzystencja”, ponieważ wyłaniające się z zapisków spokojne przemijanie Maraia trudno nazwać życiem.
„Jest poniedziałek pierwszego, jest pierwszy dzień miesiąca, a ja nie zaczynam niczego nowego. Już tylko chciałbym kontynuować, źle czy dobrze, ociągając się, chrząkając, jęcząc, w okularach, z zaostrzonymi narzędziami to, co zacząłem w zeszłym tygodniu. Już nie chcę w poniedziałek pierwszego zbawić świata ani go wysadzić w powietrze. Chciałbym już tylko żyć na tym świecie, także w poniedziałek pierwszego, dokładnie tak długo, aż skończę moją pracę i wypełnię obowiązek. Czy jestem taki skromny? Nie, jestem taki ambitny, w poniedziałek, pierwszego dnia miesiąca.”
Oprócz bólu istnienia, szczególnie odczuwanego po zakończeniu drugiej wojny światowej, któremu autor poświęca dużo miejsca, często pisze o twórczości, relacjach z czytelnikiem, stosunku pisarza do książek.
„Autor jest zmuszony szanować czytelnika: zmusza go do tego ranga pisarza. Tak należy pisać, jakbyś pisał dla Goethego. Można i skromniej, tyle że nie warto.”
Sandor Marai rozważa również sens pisania dziennika przez pisarzy. Czy piszący dziennik są w stu procentach szczerzy? Czy myślą już może o swoich przyszłych czytelnikach?
„Dziennik, nawet najbardziej poufny, zawsze pisany jest dla ludzkości i może nawet będzie uczciwiej, gdy szczerze wyznamy, iż my, pisarze, nie potrafimy być całkowicie szczerzy, czy to w naszych pismach, czy w listach, czy w codziennych zapiskach.”
Autor często był proszony o zrecenzowanie książek dla wydawnictw. Uważał to za przykry obowiązek i rzadko się z niego wywiązywał. Swoją niechęć do czytania niektórych z tych książek wyjaśniał w sposób następujący:
„Książki, których nie mamy ochoty przekartkować, nie pokutują bez winy. Wystarczy jedna linijka, abyś widział o książce wszystko, jak wystarczy jedno kłamliwe słowo, drobny, niegodny czyn, aby całkowicie zdradzić człowieka.”
„Niebo i ziemia” jest zbiorem pisanych prozą miniatur, które przesiąknięte są liryzmem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że książka jest trochę depresyjna, panuje w niej nastrój zadumy, przemijające pory roku idą w parze z przemijaniem życia; życia, którego autor ma dość. I choć w tym tomie jest to zaledwie zasygnalizowane, domyślamy się, że jego niechęć związana jest z traumą wojny, utratą bliskich, utratą dawnych zwyczajów i miejsc. Nawet powroty nie dają mu wytchnienia.
I chociaż trochę mnie ta książka zmęczyła, to i tak gorąco Wam ją polecam.