Czarna Owca, 2011
Liczba stron: 812
Dawno nie czytałam żadnej powieści szpiegowskiej. Tym bardziej cieszę się, że po tak długiej przerwie sięgnęłam właśnie po „Nielegalnych” autorstwa byłego pracownika polskiego wywiadu. Nad Ludlumem, Forsythem i Flemingiem książka ma przede wszystkim taką przewagę, że dotyczy Polski i krajów ościennych, a superbohaterami są swojskie Marciny, Konrady, Lutki i mniej swojska Sara.
Akcja toczy się dwutorowo. Przede wszystkim koncentruje się wokół planowanej akcji wydobycia tajnego archiwum NKWD, które pod koniec wojny zostało zakopane w Brześciu. Asy polskiego wywiadu planują wydobycie i przewiezienie zakopanej skrzyni do Polski, ale muszą liczyć się z tym, że przebieg zadania zakłócą służby rosyjskie lub białoruskie. Wszak Rosjanie nie chcieliby ani ze względów ambicjonalnych, ani żadnych innych stracić dokumentów wciąż ważnych na scenie międzynarodowej, a Białorusini mogą zainteresować się archiwami, ponieważ Brześć leży na ich terenie.
Śledzimy również poczynania prawdziwego „nielegała” – agenta, który służy obcym służbom, ale nie jest pracownikiem wywiadu i na dobrą sprawę nic go nie chroni. Ten, o którym mowa mieszka w Szwecji, podaje się za Duńczyka i ma już ponad 80 lat. Jednodniowy pobyt w Polsce zmieni tor jego życia i doprowadzi do akcji na wielką skalę. Pojawią się zawodowi mordercy, a akcja książki nabierze szalonego tempa. Oba wątki są oczywiście ze sobą połączone, ale nie zamierzam Wam zdradzić nic więcej z fabuły, żeby nikomu nie odebrać przyjemności poznawania kolejnych rozdziałów powieści.
Na co zwróciłam uwagę podczas lektury? Przede wszystkim na to, że książka długo się rozkręca – trzeba czytać i czytać zanim coś zacznie się dziać. Najpierw poznajemy bohaterów – przede wszystkim polskich agentów oraz zostaje nakreślony problem. Przez jakieś 200 stron nie za bardzo wiadomo do czego to wszystko prowadzi. Moim zdaniem niepotrzebnie rozwleczono przedstawianie bohaterów, bo najwięcej i tak dowiadujemy się o nich z ich działań i zachowań podczas kolejnych akcji.
Na plus zaliczam tematykę oraz powiązanie ze znanymi nam realiami, ukazanie tego jaki wpływ mają tajne służby na życie polityczne oraz wskazanie rodzajów aktywności agentów oraz spraw, które podlegają ich kompetencjom. Oczywiście pozytywnie oceniam również wątki sensacyjne i szpiegowskie.
Niezbyt podobały mi się osobiste wycieczki pod adresem Zacharskiego oraz strasznie długa (żeby nie powiedzieć rozwleczona) rozmowa Konrada z rosyjskim agentem pod koniec powieści, w której poruszono właśnie temat Zacharskiego. Niektóre dialogi były strasznie drętwe – szczególnie te między Sarą i Konradem, którzy są w sobie zakochani, ale udają, że nie są. Nie podobała mi się śmierdząca fajkami Sara, która wbrew temu co o niej wiemy zadurza się w facecie poznanym w drodze na tajne spotkanie.
Liczę na to, że autor jeszcze bardziej rozwinie skrzydła w kolejnej części cyklu, która właśnie pojawiła się w księgarniach i nosi tytuł „Niewierni.” Ja właśnie zaczynam ją czytać.