Państwowy Instytut Wydawniczy, 1996
Liczba stron: 235
Rzadko książka wywołuje we mnie taki natłok myśli. W przypadku „Nieznośnej lekkości bytu” myśli galopowały tak szybko i tak głęboko próbowały się wryć w moją pamięć, iż niezbędne było zapisanie ich gdzieś w notesie. W przeciwnym razie zdominowałyby mój nastrój.
Książka dotyka wielu zagadnień, od sensu życia, poprzez miłość i wysiłek jaki trzeba włożyć w budowanie związku, aż po wybory życiowe, polityczne, etyczne. Co do mnie przemawia w tej historii osadzonej w Czechosłowacji lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych? Teza wygłoszona na początku powieści:
„Człowiek nigdy nie może wiedzieć, czego ma chcieć, ponieważ dane mu jest tylko jedno życie i nie może go w żaden sposób porównać ze swoimi poprzednimi życiami ani skorygować w nastepnych.”
I jeszcze: „Jeśli człowiek ma prawo tylko do jednego życia, to jakby nie żył w ogóle”.
W powieści śledzimy historię trudnego, okupionego wieloma kompromisami związku Tomasza i Teresy. To małżeństwo balansuje na wąskiej granicy – Teresa z trudem radzi sobie ze zdradami męża. Tomasz mimo miłości do żony, nie umie dochować jej wierności. Przeciwwagą dla wiernej Teresy jest kochanka Tomasza, Sabina, która wyznaje motto: „Zdrada oznacza opuszczenie szeregu, aby pójść w nieznane”. Sabina wciąż porzuca znane miejsca, sytuacje, ludzi. Nie potrafi zbudować trwałego związku. Los pcha ją wciąż do przodu, wciąż każe na nowo kończyć i rozpoczynać, pozostawiać za sobą ruiny poprzednich związków.
Istotną sprawą jest osadzenie akcji powieści w kraju, który w 1968 roku został siłą wtłoczony w machinę komunistycznego myślenia. Autor pokazuje wybory jakich dokonywali intelektualiści z perspektywy mieszkańca Czechosłowacji oraz emigranta oceniającego sytuację w kraju z pewnej perspektywy. Perspektywy wolności jaką dawała emigracja do wolnych państw europejskich. Kundera dość jednoznacznie i bezlitośnie rozprawia się z czeską emigracją. Jednocześnie przeciwstawia powierzchowny punkt widzenia mieszkańców Europy zachodniej – zafascynowanych pochodami, manifestacjami, które w gruncie rzeczy nie mają wpływu na politykę ani los mieszkańców, a dla ich uczestników są formą ekspresji zbliżoną do sztuki teatralnej.
Czym jest zatem tytułowa lekkość bytu? Przede wszystkim jest wolnością od zobowiązań wobec innego człowieka. Wolnością od deklaracji wszelkiego typu, wolnością od odpowiedzialności za swoje decyzje. Tylko dlaczego ta wolność jest nieznośna? Czy unoszenie się ponad światem może być męczące? Jestem pewna, że na dłuższą metę jest to doznanie dotkliwe. Nie można dryfować w przestrzeni bez jakiejkolwiek kotwicy, punktów odniesienia, zobowiązań i troski o innego człowieka. Życie, które nie nakłada na barki brzemienia istnienia jest nieżyciowe. Bo czy można być sobą nie przeglądając się w źrenicach innej osoby?