Jestem weteranką w książkowej blogosferze. Jestem osobą dorosłą. Tłumaczę książki, pracuję na etacie i co miesiąc kupuję więcej lektur niż jestem w stanie przeczytać. Mam w mieście świetnie zaopatrzone biblioteki. Moim priorytetem nigdy nie były współprace, nigdy nie pisałam do wydawnictw z prośbą o książki. Wręcz przeciwnie, często wydawcy zwracają się do mnie z ofertą współpracy recenzenckiej czyli z tzw. książkami do recenzji. Przyjmuję te, które mnie interesują, chociaż ostatnio z coraz większym zażenowaniem obserwuję to, co dzieje się na linii bloger – wydawca.
Wkurzam się, gdy zgadzam się zrecenzować książkę od wydawnictwa X i w kolejnym mailu dostaję listę wymagań, gdzie moja recenzja powinna się ukazać – na jakich portalach i księgarniach. Są to dla mnie warunki nie do przyjęcia, jako że swoje wpisy publikuję tylko u siebie.
Nie zgadzam się również na umieszczanie na blogu logotypów wydawnictw ani nie zrzekam się praw autorskich do recenzji w zamian za książkę.
Nie przyjmuję wszystkiego jak leci, większość propozycji odrzucam, bo czytam tylko to, co mnie interesuje, a nie to, co dostanę za darmo.
Nie ścigam się w wyścigu o książki – propozycje typu „mamy tylko 10 egzemplarzy recenzenckich, więc kto pierwszy, ten lepszy” lądują w koszu. Naprawdę nie sprawdzacie kto dostanie książkę? Tak sądziłam – roi się potem od blogów o książkach, które trudno zaliczyć do tych pisanych po polsku.
Nerwowo reaguję na wymuszanie zamieszczania linków o zapowiedziach na blogu. Zapowiedzi zamieszczam tylko na FB Czytam, bo lubię, o ile są to książki, które mnie zainteresują.
Nie jest dla mnie wyróżnieniem fakt, że mogę zorganizować konkurs. Jeśli je organizuję, to nie po to, by zbierać fanów dla siebie czy innych. Nie ma u mnie przymusu „lajkowania” nikogo. Propozycje typu „damy Pani książki na konkurs, a w zamian będzie Pani reklamowała nasz fanpage, stronę i coś jeszcze”, odbieram jako brak szacunku dla mnie i dla moich czytelników. A jeśli pochodzą od wydawcy, którego nie znam, w ogóle na nie nie odpowiadam.
Na szczęście pracownicy działów promocji wielu wydawnictw to profesjonaliści, pasjonaci literatury i współpraca z nimi to czysta przyjemność. Przy nich nigdy nie czuję, że ktoś chce mi wejść na głowę. Mam też nadzieję, że i oni nie narzekają na współpracę ze mną.