
Holly jest młodą, bo zaledwie trzydziestoletnią wdową. Jej mąż Garry zmarł na skutek wyczerpującej choroby. Wiedząc, że umiera, postanowił zostawić swojej żonie listę „spraw do załatwienia”. Comiesięczne krótkie instrukcje są drogowskazami dla Holly w świecie bez Garrego – dotyczą najczęściej spraw błahych, ale pomagają czuć jego obecność i troskę oraz powoli wychodzić do świata.
Mimo tego, że Holly ma dwie świetne przyjaciółki od serca, kochających rodziców i rodzeństwo, często czuje się samotna, przygnębiona, nie potrafi cieszyć się z sukcesów swoich bliskich. W świecie, gdzie każdy musi być albo kimś albo z kimś, bezrobotna Holly przeżywająca żałobę po mężu nie potrafi odnaleźć komfortowego miejsca dla siebie.
Te powyższe wywody nie przedstawiają książki takiej jaka ona jest, bo książka jest przede wszystkim zabawna, czasem słodko-gorzka, czasem rzewna (chwilami za bardzo). Wątek uczuciowy rozwija się w przewidywalnym kierunku. Przyjaciółki balują i często są w samym centrum szalonych wydarzeń. Rodzeństwo Holly stopniowo odkrywa przed nią swoje grzeszki i tajemnice, wszyscy stają się sobie bliżsi, pomagając siostrze przebrnąć przez najgorsze chwile.
Książką jest czytadłem na pewnym poziomie. Ma swoje dobre i złe strony. Dobre, to według mnie, komediowa strona książki oraz zakończenie, które rzeczywiście zaskakuje. Do złych zaliczam dość cukierkowe i mocno osłodzone losy Holly (a może tak jest, że jak już raz spotka nas ogromne nieszczęście, to wszystko inne zaczyna się świetnie układać, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi?). Nie przekonało mnie też studium przypadku kobiety w żałobie, chwilami miałam wrażenie, że bohaterka za bardzo się nad sobą użala. Może jednak w tej ostatniej kwestii nie mam racji, bo każdy przeżywa inaczej.