Liczba stron: 335
Pałac Kultury jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych budowli w Polsce. Przez swoje pochodzenie stał się symbolem ucisku, nie ominęła go fala hejtu, gdy Polacy mogli już bezkarnie krytykować dary „zaprzyjaźnionego” narodu rosyjskiego. Ale chociaż dla wielu jest szczytem kiczu i pierwszym kandydatem do zrównania z ziemią, nie da się zaprzeczyć, że przez lata zrósł się z Warszawą i stał się w pewnym sensie symbolem tego miasta.
Beata Chomątowska pisze biografię tego budynku sięgając głęboko w przeszłość. Przedstawia sylwetki osób, które miały wpływ na wygląd budynku oraz zabudowę Warszawy przed i po drugiej wojnie światowej. Docieka dlaczego darczyńca z ZSRR wybrał taki, a nie inny projekt. Dokładnie odtwarza przedwojenną topografię miejsca, gdzie stanął pałac, wymieniając gdzie mieściły się zakłady usługowe oraz budynki mieszkalne należące do prywatnych właścicieli. I to wszystko jest potwornie nudne.
Nieco ciekawiej robi się gdy przechodzimy do etapu budowy pałacu. Opowieści o idealnym miasteczku dla rosyjskich robotników na Jelonkach oraz nieskazitelnych pod każdym względem, pracowitych i oddanych przybyszach zza wschodniej granicy byłyby bardziej strawne, gdyby propagandową mowę i obszerne cytaty lepiej skontrastować z tym jak było naprawdę. Ale i tak w na tych stronach czuć już ożywczy powiew i coś zaczyna się dziać.
Najciekawsza część książki zaczyna się w momencie pojawienia się kronikarki Pałacu. Ta bohaterka, która przez długie lata zapełniała kolejne tomy kronik, ma najwięcej do powiedzenia o tym, co działo się w PKiN w latach 50. i później. Zna skandale obyczajowe i finansowe, przytacza wiele anegdot i sprawia, że wreszcie czuje się, że Pałac nie jest tylko pomnikiem, lecz także miejscem, gdzie pracują ludzie, gdzie ścierają się ze sobą różne osobowości i poglądy, gdzie dzieje się coś, czego normalny użytkownik tego miejsca nie widzi i nie doświadczy.
Historie zebrane w ostatnich rozdziałach (również te o pałacowych kotach, czy miłośniku pałacu, który prowadzi o nim stronę internetową i kolekcjonuje memorabilia) rekompensują niedostatki wcześniejszych rozdziałów. Wreszcie czuć ożywczy powiew po niekończących się rzędach nazwisk i adresów, cytatów z pism propagandowych i niewiele wnoszących wycinkach biografii twórców pałacu. Gdybym wiedziała, zaczęłabym czytać książkę od połowy.
Chociaż Ciebie ta książka nie porwała to i tak chętnie po nią sięgnę. Mnie ten budynek fascynuje od zawsze tak jak i cały PRL. A dzisiaj mija 60 lat od jego powstania
Kolodynska.pl
Nawet nie śmiałam nikomu jej odradzać, bo to, co mnie nudziło, dla Ciebie może być całkiem ciekawe. Teraz chciałabym jeszcze przeczytać reportaże o Pałacu z Czarnego.
Z uwagi na nową rolę życiową jestem ostatnio w tyle i nawet nie wiedziałam że Czarne wydało o Pkin reportaże.
Kolodynska.pl