
Przede wszystkim zawiedziona byłam fabułą. Pelagia i Mitrofaniusz podróżują statkiem, na którym mają okazję skonfrontować się z wyznawcami różnych religii oraz sekt. Są tam i Żydzi, i przechrzty – osoby, które wyrzekły się prawosławia na rzecz judaizmu, i tak zwane znajdy, kolejny odłam podążający za prorokiem Manujłą, i sekta pod przywództwem charyzmatycznego mężczyzny zwanego Magellanem, i pederaści zmierzający do Sodomy. Podczas rejsu ktoś brutalnie morduje rzekomego proroka. Pelagia ma swoje przypuszczenia i chętnie współpracuje z wyższym rangą przedstawicielem władz. Ta współpraca zawiedzie ją najpierw w głąb Rosji, a potem do samej Jerozolimy. Z początku mniszka nie zdaje sobie sprawy z tego, że swoim zaangażowaniem podpisała na siebie wyrok śmierci – od momentu podróży nieustannie poluje na nią płatny morderca.
Aby wyjaśnić sprawę morderstwa na rzece, Pelagia musi zbadać wiele wątków, dotrzeć do wyznawców różnych wiar, którzy podróżowali z nią statkiem. Podczas gdy ona dzielnie radzi sobie w Jerozolimie, Berdyczowski, za wiedzą samego Mitrofaniusza, prowadzi własne śledztwo na Rusi. Pelagia nie jest świadoma tego, że ciągnie za sobą krwawy ślad – ktoś zabija wszystkie, nawet przypadkowe osoby, które jej pomagały podczas poszukiwań.
Podczas lektury nie ogarniałam wszystkich wątków, bohaterowie pojawiali się na chwilę, byli rzetelnie przedstawieni i opisani, po czym znikali i już nie wracali na karty powieści. Skomplikowane wielostronicowe zagadnienia teologiczne wygłaszane przez bohaterów nie wzbudziły we mnie zainteresowania. Brakło też humoru oraz szybko posuwającej się akcji. Poza tym zakończenie książki jakoś do mnie nie przemawia, bo to, co zrobiła Pelagia, zupełnie nie było w jej stylu.