Świat Książki, 2012
Czas nagrania: 7 godz. 29 min. Czyta Andrzej Grabowski
Liczba stron: 192
Uwierzycie, że nie czytałam wcześniej Pilcha? Teraz w sumie też nie czytałam, tylko słuchałam, ale przynajmniej już coś wiem o tym jak i co pisze. I pewne rzeczy mnie zdziwiły. Zdziwiły na tyle, że żałowałam, że nie mam książki pod ręką, żeby wrócić do niektórych fragmentów.
O czym jest ta powieść? O piciu, alkoholu, wychodzeniu z alkoholizmu i ponownym wpadaniu w jego sidła. O upadku człowieka. O oddziale detoksykacyjnym (oddziale deliryków) i historiach ludzi, którzy się na nim znaleźli. To także książka o miłości. O wielu miłościach i tej jednej, która daje siłę. Jeden z dłuższych fragmentów opowiada też o dziadku głównego bohatera, który wprowadził w życie trudny plan i ocalił swój honor i nic ponad to. Są tu też liczne fragmenty dotyczące pisania (książkowy Juruś jest literatem) oraz tego jak pisarz może czerpać wymierne korzyści na oddziale deliryków pisząc cudze historie. Realizm w książce miesza się z oniryczno-pijackimi wizjami. Przebłysk nadziei pojawia się w chwili, gdy czytelnik wykończony alkoholizmem bohaterów i ich rezygnacją, nie ma już nadziei na happy end.
Język zachwyca. Chociaż treść pijacko – alkoholowo – pijacka podobała mi się tak sobie – tematyka średnio atrakcyjna dla kogoś, takiego jak ja* – to styl i pewne zauważalne wyważenie słowne zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Niewielu autorów potrafi tak akuratnie dobierać słowa i budować zdania. Dzięki temu wysłuchałam książki do końca, choć lektor był niezbyt przyjemny dla ucha.
Nie wiem na ile ta książka jest autobiograficzna i wiedza o tym, co jest prawdą, a co fikcję nie jest mi do niczego potrzebna, jednak przez cały tok trwania narracji odnosiłam wrażenie, że Juruś z powieści jest Jerzym podpisanym na okładce. Tak było mi łatwej wyobrażać sobie bohatera, na pewno bardziej rozsądnie niż mieć przed oczami Ferdynanda Kiepskiego. Chciałabym przeczytać coś Pilcha, ale nie o piciu. Albo żeby picia nie było tak dużo jak w tej powieści. Polecicie mi coś?
O audiobooku:
Nie podobało mi się. Co prawda Andrzej Grabowski ma charakterystyczną, można by rzec, że pijacką chrypkę, która chyba według reżysera dźwięku była tu pożądana, ale naprawdę potrafię sobie wyobrazić przepity głos. A słuchanie niechlujnie wymawianych głosek przez kilka godzin jest średnio przyjemne dla ucha.
* Kto wyrzuca przeterminowane piwo z lodówki, które kupił pod wpływem impulsu kilka miesięcy wcześniej i przez ten czas nie miał ani razu ochoty na otwarcie schłodzonej butelki.