Liczba stron: 187
Ta książka jeszcze się nie ukazała, gdy już zaczęto o niej mówić i pisać, że jest literackim wydarzeniem tej jesieni. W końcu nieczęsto się zdarza, by uzdolniony twórca reportaży próbował sił w literaturze pięknej. I ja uległam marketingowi wbrew temu, co podpowiadał mi rozsądek i znajomość własnych literackich preferencji. Nie wystraszyłam się nawet reklamowych haseł na okładce – „sensualna, magiczna, zza krańca czasów, gór i rzek”.
„Podkrzywdzie” to opowieść chłopca dorastającego w wiejskiej chacie swoich dziadków we wsi, gdzie wszystkie domy wyglądają podobnie. Wsi położonej na skraju pustyni, lasów, rzeki i obok rozciągającego się na horyzoncie miasta, które przez osobę tajemniczego Stójkowego ma coraz większy wpływ na mieszkańców. To historia powracającego obłędu dziadka, który przejawia się wędrówkami po leśnych ostępach i wybijaniem drobiu w obejściu. To obraz pokornej babki w milczeniu znoszącej ekstrawagancje i pijaństwo męża. To również opowieść o zabobonach i zwyczajach. Cała ta historia obudowana jest „magicznymi” opisami przyrody, które objętościowo stanowią prawdopodobnie więcej niż połowę książki.
Okazało się, że ja i powieść Muszyńskiego nie nadajemy na tych samych falach. Co więcej, nasze fale żrą się ze sobą, przez co w eterze powstają zakłócenia roztaczające wokół mnie podejrzane substancje usypiające. Kilka razy zasnęłam ukołysana rytmem tej książki. Powieść od początku do końca kojarzyła mi się z „Chłopami” Reymonta zaprawionymi niepokojącymi wizjami a la Franz Kafka. Przez pierwszą połowę zastanawiałam się, do czego zmierza szczątkowa i fragmentaryczna akcja tej powieści, ponieważ nie dostrzegałam żadnego zamysłu ani żadnej myśli przewodniej. Potem zaczęłam powątpiewać w mój intelekt i wyrzucać sobie, że na pewno nie rozumiem rozległych metafor oraz symboliki. A im bliżej końca, tym częściej zadawałam sobie pytanie, co ze mną nie tak, że zamiast się zachwycać, nudzę się, marudzę, wzdycham. Ale niestety nie chce być inaczej – mnie się nie podobało, bo razi mnie przekombinowany język i styl, uboga treść i baśniowość sprowadzająca akcję na poziom mar sennych.
Ja lubię czasem eksperymenty językowe, ale tylko w jasnej formie. Książka musi mieć szkielet, żeby się bawić językiem, a ta tutaj wydaje się być go pozbawiona, albo posiadać go w formie bardzo znikomej, szczątkowej. Podziękuję, nie przeczytam. Chociaż takie usypiacze są czasem potrzebne – żeby zasnąć, pomimo dręczącej bezsenności 😀
Pozdrawiam ciepło! 🙂
Czasem o nieprzeczytaniu książki decyduje drobiazg. Dla mnie takim drobiazgiem mogło by właśnie być słowo „sensualna” użyte na okładce. Jestem zaciekłym przeciwnikiem niepotrzebnych kalek językowych.
Szkoda, bo to mogła być dobra książka. Jest przekombinowana, może znaczyć wiele, ale może też nic nie znaczyć. Pokazuje jedynie, że autor ma niebanalną wyobraźnię i łatwość wyszukiwania słów(lub ich tworzenia) których nie zamieści żaden słownik.
Jak rozumiem Ciebie również nie urzekła. Grono rozczarowanych nadal się powiększa.
A już myślałam, że tylko ja nie zrozumiałam co miał autor na myśli! Chociaż mnie akurat język się podobał, obrazowe opisy przyrody mnie urzekły. Tylko co z tego, jeśli nie mam pojęcia co z ich pomocą zostało opowiedziane…?
Cieszę się, że nie jestem osamotniona w mojej opinii. Gdzie się nie rozejrzę, tam same zachwyty…
Zgadzam się z Tobą i mam wrażenie, że przeszłam bardzo podobną drogę. Nie zaintrygowały mnie pierwsze przedpremierowe zachwyty nad tą książką. A potem, sama nie wiem dlaczego, dałam się skusić. Skoro jest tajemnicza, magiczna i piękna to powinna mi się spodobać. Pudło. Nie mogłam się na tej książce skupić, przekombinowane opisy ani trochę nie okazały się magiczne, momentami potwornie nudziły. Zupełnie nie mogłam złapać rytmu i gdyby nie krótkie rozdziały nie wiem czy bym w ogóle ją skończyła. Szkoda.
bo razi mnie przekombinowany język i styl, uboga treść i baśniowość… To z komentarza powyżej, z którym się zgadzam w 100%. Szkoda czasu i pieniędzy wydawać na ten gniot… a „twórcze miasto Kraków” strzeliło sobie w kolano… Panie Andrzeju – proszę już nie pisać powieści… choć to za duże słowo…
Im dalej od premiery, tym więcej krytyków się ujawnia 🙂 To kolejna książka, która została ogłoszona bestsellerem i wydarzeniem literackim jeszcze zanim trafiła do księgarni.