Nasza Księgarnia, 2010
Liczba stron: 216
Wcześniej chyba nigdy tego nie ujawniłam. Jestem wielbicielką Puchatka, Prosiaczka i ich przyjaciół. Gdy ujrzałam „Powrót do Stumilowego Lasu” pomyślałam, że żadnej podróby czytać nie będę. Wzbraniałam się dość długo, do momentu, gdy na bibliotecznej półce dostrzegłam rzeczoną książkę. Najpierw podsunęłam synowi, wychowywanemu na Kubusiu i Chatce. Przeczytał błyskawicznie, podśmiewując się od czasu do czasu. Nie pozostało mi nic innego jak tylko samej zajrzeć do książki, zanim zostanie zwrócona do biblioteki. Zajrzałam i przepadłam…
David Benedicus otrzymał zgodę na kontynuowanie przygód Kubusia Puchatka od spadkobierców A.A. Milne. Droga od pomysłu do realizacji trwała ponad dziesięć lat, a gdy wszystkie formalności zostały załatwione, powstała kolejna zabawna książka w duchu Puchatka. Książkę na język polski przetłumaczył Michał Rusinek, korzystając oczywiście ze stylu wypracowanego przez Irenę Tuwim.
Nowe przygody mają miejsce w pierwsze wakacje po rozpoczęciu przez Krzysia szkoły. Chłopiec, trochę bardziej dojrzały i z nowymi doświadczeniami, wraca do domu i do swoich przyjaciół w Stumilowym Lesie. Nowe przygody równają się nowe zwierzątko – do znanych z poprzednich części bohaterów, dołącza Lotta, bardzo elegancka i dobrze wychowana wydra. Czego tutaj nie ma – konkurs ortograficzny, festyn z okazji święta plonów, szkoła dla zwierząt, mecz krykieta, a nawet kolejny raz Prosiaczkowi udaje się dokonać bohaterskiego czynu. Kubuś nuci swoje mruczanki, Kłapouchy wciąż narzeka i czuje się niedowartościowany, Sowa się wymądrza, Królik porządkuje sprawy swoje i innych, Kangurzyca troszczy się o niesforne Maleństwo, które wraz z Tygrysem uprawia harce, podskoki i bryknięcia.
„Powrót do Stumilowego Lasu”, co by tu mówić czy myśleć, to nie podróbka, tylko niezła kontynuacja książki w duchu pierwowzoru. Na pewno jest znacznie bardziej udana niż Disneyowskie adaptacje. I choć Puchatka doceniłam już jako dorosła osoba, a czytałam go po raz pierwszy w dzieciństwie, to zbiór opowiadań Benedictusa uważam teraz za pełnoprawną książkę o Stumilowym Lesie.