
Jest to książka w formie leksykonu, w którym hasła ułożone są alfabetycznie. Nie jest to raczej moja ulubiona forma poznawania świata, bo mam wrażenie jakbym czytała słownik. Do książki podchodziłam kilka razy w sporych odstępach czasu. W sumie nie wiedziałam jak mam ją czytać, czy kolejno jak leci, czy wybierać sobie hasła, które mnie zainteresowały. Moje dziecko czyta skacząc z literki na literkę, ja w końcu zdecydowałam się czytać po kolei, bo bałam się, że umknie mi jakiś istotny fragment.
Most w Avignon
Autor w dość zabawny sposób pokazuje realia życia w Prowansji, nawyki, dziwactwa, tradycje Francuzów. Opisuje potrawy nasycone zapachem świeżych ziół i czosnkiem, podaje nieskomplikowane przepisy. Wyraża zachwyt nad niezwykłymi miejscami oraz przyrodą Prowansji – cudownie błekitnym niebem, które od lat mnie fascynuje, przedziwnym wiatrem mistralem wywiewającym myśli z głów, rozszalałymi latem cykadami. Raz za razem subtelnie wplata fragmenty ukazujące pogardliwy stosunek Prowansalczyków do Paryżan.
Chwilami czytanie nużyło mnie, głównie wtedy, gdy autor opisywał nieznane mi miejsca, mało ciekawe były dla mnie także wskazówki dotyczące remontu oraz zakupu nieruchomości w Prowansji. Do tych fragmentów wrócę, jak wygram grubszą kasę w totka 🙂 Jednak za chwilę znowu pochłaniały mnie pachnące opisy rzeczy i miejsc, które widziałam i które chciałabym zobaczyć.
Marsylia, Chateau d’If
W książce najbardziej brakuje fotografii. Wydanie opatrzone ilustracjami opisywanych potraw, miejsc, krajobrazów oszczędziłoby wnikliwemu czytelnikowi czasu spędzonego w sieci na poszukiwaniu tego, co go zainteresowało. Czytałoby się też lepiej, gdyby można było od czasu do czasu pozwolić oku odpocząć na błękicie prowansalskiego nieba.
Na moich zdjęciach miejsca, które już widziałam 🙂 Brakuje mi fotek cyfrowych z kwitnącymi polami lawendy – ostatnio byłam w Prowansji po sezonie kwitnienia.