Smak Słowa, 2015
Liczba stron: 387
Gdy czytam takie książki jak „Psy gończe” czy „Jaskiniowiec”, zastanawiam się jak to możliwe, że po tylu setkach, a może nawet tysiącach kryminałów, które przeczytałam w życiu, potrafię totalnie wsiąknąć w książkę i czytać jakby od tego zależało moje życie. Cieszę się, że wciąż są tacy autorzy, którzy potrafią mnie zaskoczyć i zaintrygować. Wśród nich mocną pozycję wyrabia sobie norweski pisarz, twórca serii kryminalnej z Williamem Wistingiem, Jorn Lier Horst.
William Wisting jest szanowanym policjantem, uwielbia swoją pracę, ufa swoim współpracownikom. Z wiekiem ma coraz większe doświadczenie, coraz lepsze metody śledcze i wiedzę. Pewnego deszczowego dnia jak grom z jasnego nieba spada na niego wiadomość, że zatrzymany przez niego przestępca, który odsiedział wyrok za porwanie i zamordowanie młodej kobiety, oskarża go o spreparowanie dowodów w śledztwie. Sprawa zostaje rozdmuchana przez media, a Wisting zawieszony do wyjaśnienia. W tym czasie postanawia ponownie przyjrzeć się dokumentom sprzed lat i pragnąc wytypować który z kolegów posunął się do popełnienia przestępstwa podczas dochodzenia. W tym samym czasie córka Wistinga prowadzi śledztwo dziennikarskie – ktoś zabija na ulicy starszego, samotnego mężczyznę. Obie sprawy, ta stara i ta najświeższa, zaczynają się niepokojąco zazębiać.
Tytuł książki nie jest oderwany od treści i choć brzmi niezbyt kryminalnie, to w tekście znajdziemy kilka odniesień do psów gończych. Metafora jest jasna – śledczy niczym psy gończe próbują dopaść winnego, a gdy ktoś podejrzany wpadnie w ich ręce, robią wszystko, by dopasować go do zbrodni, uwypuklając te dowody i poszlaki, które świadczą o winie, a ignorując te, które jej zaprzeczają. Czy słusznie? Każdy musi sam na to odpowiedzieć.
Znacie ten krążący po Internecie mem: „Jeszcze jeden rozdział i idę spać”? Tak się czyta powieści Horsta. Krótkie rozdziały, częste zmiany kierunku, w którym podążają wątki oraz wciągająca fabuła sprawiają, że trudno odłożyć książkę. Ja w końcu odłożyłam, przespałam się parę godzin i rano dokończyłam, nie wychodząc z łóżka. Po tym wyznaniu nie muszę chyba jakoś szczególnie Wam zachwalać książki. Dodam tylko, że zakończenie mnie nie rozczarowało, bo choć coś tam udaje się odgadnąć, to autor ma w zanadrzu jeszcze inne niespodzianki, które serwuje w ostatnich rozdziałach.