RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą, Wojciech Mann

Znak, 2010

Liczba stron: 201

Większość z nas zna Wojciecha Manna z telewizji. Jego osoba kojarzona jest przede wszystkim z programami rozrywkowymi „Szansą na sukces” i „Dużymi dziećmi”. Świetnie i zabawnie prowadzona konferansjerka to tylko jedna z wielu zalet tego showmana. Drugą, ważniejszą, którą on sobie bardziej ceni, jest przebogata wiedza o muzyce rozrywkowej. Książka, którą napisał przede wszystkim koncentruje się właśnie na muzyce oraz wszelkich powiązaniach Wojciecha Manna z tą kategorią rozrywki.

Autor sięga pamięcią do wczesnych lat dzieciństwa i młodości, dowodząc, że jego zainteresowanie muzyką wywodzi się właśnie z tego okresu. W wieku szkolnym nie ograniczał się tylko do kolekcjonowania, bo w zasadzie wówczas nie za bardzo było co kolekcjonować, ale także czynnie brał udział w tworzeniu muzyki w zespole harcerskim Gawęda. Próby zostania muzykiem teraz kwituje śmiechem i sporą ironią. Znacznie bardziej ceni okres szkoły średniej, kiedy to wraz z kolegami, w tym znanym teraz politykiem Andrzejem Olechowskim, założyli klub miłośników muzyki rozrywkowej, w którym dzielili się swoją ogromną wiedzą, słuchali z trudem zdobytych płyt, czytali sprowadzone zza granicy pisma o muzyce i walczyli z systemem, próbującym wtłoczyć ich działalność do socjalistycznej machiny partyjnej.

Dalsze wspomnienia dotyczą działalności radiowej, organizowania koncertów zagranicznych gwiazd oraz udziału w niezapomnianych występach, anegdot z pobytu w PRLu muzyków zza żelaznej kurtyny oraz działalności tekściarskiej. Nie ma w tych wspomnieniach zadufania w sobie, a raczej skromność człowieka, który własnym wysiłkiem i zaangażowaniem, trochę z przypadku trochę za pomocą szczęścia miał duży wpływ na to, co działo się na scenie rozrywkowej Polski lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

Mnie najbardziej urzekły fragmenty książki, w których autor pokazuje ograniczenia, jakie PRLowska propaganda i szara rzeczywistość narzucała melomanom, kolekcjonerom muzyki i jej znawcom. Mann wspomina czasy, gdy nie można było kupić żadnych płyt w Polsce, a radio nadawało tylko politycznie poprawnych wykonawców, odgradzając Polaków od rock’n’rolla, który ze wszech miar był niepożądanym elementem imperialistycznej mody. W takiej sytuacji każda zdobyta z trudem płyta, każda gazeta sprowadzona zza granicy były na wagę złota. Ja jeszcze pamiętam czasy szarzyzny i marazmu w Polsce, ale młodzi czytelnicy pewnie nie raz złapią się za głowę i z niedowierzania szeroko otworzą oczy.

Po lekturze „RockManna” mam w sobie wielki szacun dla wiedzy, zaangażowania i pasji, którą autor pielęgnuje od kilkudziesięciu lat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *