Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu, Martin Pollack

smierc-w-bunkrzeWydawnictwo Czarne,  2008

Liczba stron: 272

Tłumaczenie: Andrzej Kopacki

To taka historia, o której trudno zapomnieć. Dla autora natomiast całkowite odsłonięcie siebie i swojej rodziny. Książka potrzebna w kontekście rozliczania się z przeszłością i odrzucania grzechów przodków. Martin Pollack jako dorosły mężczyzna postanawia dowiedzieć się jak najwięcej o swoim biologicznym ojcu – SS-manie dr Gerhardzie Bascie, który zginął w 1947 roku podczas próby ucieczki z Europy.

Opowiadanie o rodzinie ze strony ojca nie jest łatwe dla autora, który jako student zerwał z nią wszelkie stosunki, w symbolicznym geście odrzucenia ideologii nazistowskiej, której hołdowali jego bliscy również po wojnie. Gdy postanowił odtworzyć losy swojego ojca, okazało się, że chociaż jest w stanie prześledzić jego karierę w strukturach SS, to niewiele wie o nim jako człowieku. Niektóre jego działania wydawały się niespójne – chociażby utrzymywanie kontaktów ze szwagrem będącym półkrwi Żydem. Matka niewiele o nim opowiadała, dziadkowie idealizowali swojego syna i byli dumni z jego kariery, jako 120 procentowi naziści (tak określa ich autor) pochwalali wszystko, czym zajmował się w swojej pracy.

Dzięki archiwom Pollack dotarł do dokumentów opisujących zakres działalności swojego ojca.  Co tu dużo mówić – wiemy, czym zajmowali się i jak bezwzględnie wykonywali swoje obowiązki esesmani. Gerhard Bast piął się po drabinie kariery w strukturach SS, wobec czego na pewno był sumienny w pracy. Chociaż miała to być książka o ojcu i rodzinie, pokazuje znacznie więcej – splątane losy narodów, rodzący się nazizm i wrogość w stosunku do innych nacji, dumę z bycia narodem wybranym i pogardę dla innych. Ostatecznie jest również (a może przede wszystkim) przykładem tego, że nie można obwiniać dzieci zbrodniczą działalnością ich przodków. Sama historia miłości, która połączyła ojca i matkę Martina Pollacka jest tematem na większą opowieść, tutaj została zepchnięta na dalszy plan – prawdopodobnie dlatego, że autor nigdy nie poznał ojca, a matka niewiele o nim mówiła.

To ważna i potrzebna książka, szczególnie teraz, gdy ruchy narodowościowe stają się coraz silniejsze, nienawiść do „inności” sączy się z mediów i lęgnie w głowach przykładnych katolików. Niech będzie przestrogą, niech będzie książką, która opowiada o tym, co było, lecz już nie wróci. Obyśmy byli mądrzejsi, oby nie poniosło nas w złą stronę. Czytajcie, bo warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.