Dom Spotkań z Historią, 2012
Liczba stron: 128
Świat Sławnego
Album, którego by nie było…
Władysław Sławny już jako nastolatek rozdarty był pomiędzy swoimi dwiema muzami malarstwem i fotografią. W 1926 roku wyjechał do Paryża, gdzie zaczął studia na wydziale malarstwa. Jednocześnie, aby się utrzymać zajmował się fotografią. Zdobył uprawnienia fotografa prasowego i pracował jako wolny strzelec. Po wojnie pozostał w Paryżu jednak w 1950 roku dostał interesującą ofertę.
Miał w Polsce współtworzyć pierwszy ilustrowany tygodnik, w którym główną rolę odgrywały fotografie i fotoreportaż. Tak oto stał się fotoedytorem tygodnika „ŚWIAT”, którego makieta okładki do złudzenia przypominała zachodni LIFE. Chciał aby współtworzona przez niego gazeta była na wysokim poziomie. I nic w tym dziwnego, podobnie jego koledzy, których poznał w Paryżu, David Seymour, Izis, Brassai, Robert Capa czy Cartier-Bresson miał świadomość jak ważnym medium staje się fotografia prasowa. Stworzył zespół, który przez fotografów z innych redakcji postrzegany był jako elita.
Pomimo talentu i niesamowitej pracowitości nigdy nie miał indywidualnej wystawy. Pomysł z wydaniem albumu nie doczekał się realizacji, ponieważ nie był zadowolony ze swoich prac. Dzisiaj nie ma już „ŚWIATA”, redakcyjne archiwum z negatywami zaginęło, nie ma też już takich fotoedytorów jak Sławny. Zatem należy się tylko cieszyć, że znalazł się wydawca chcący nas zabrać do „Świata Sławnego”, utrwalonego na jego kliszach.
Na album podzielony na trzy części: Warszawa, Polska, Europa składają się fotografie z lat 1955-1957. W albumie nie znajdziemy zdjęć pozowanych, ustawianych, których Sławny bardzo nie lubił. Są zdjęcia wyczekane, takie jak na przykład to przedstawiające lądującego gołębia przed oknem jego mieszkania. Jest też świetne zdjęcie z Placu Czerwonego, gdzie spośród karnie czekającej kolejki w stronę fotografa odwróciła się tylko młoda dziewczyna jakby łamiąc zasady kolejkowej społeczności.
Sympatię budzi scenka z niemieckim robotnicami, w której nie miał szans na przekadrowanie kompozycji, ale jako zawodowiec nacisnął spust migawki i dzięki temu możemy zobaczyć jak jedna z nich wygłupiając się pokazała Sławnemu język. Mam też jedno ulubione zdjęcie zrobione podczas balu milionerów w spółdzielni produkcyjnej w Marszowicach, na którym tancerz trzymający w ramionach partnerkę a w zębach papierosa, ma na twarzy wypisane szczęście. Nie wiadomo tylko czy to z powodu świetnej tancerki czy dotlenienia się tytoniem.
Cały album wydany jest bardzo starannie, nie jest też drogi, szkoda tylko, że trudno go namierzyć – w Poznaniu był tylko w jednej ze znanych mi księgarni.