Wydawnictwo Znak Literanova, 2015
Liczba stron: 800
Ciężko pisać o książce, o której wypowiedziało się już tak wiele osób. Moja wina, że zaraz po jej przeczytaniu nie znalazłam czasu na sporządzenie tej recenzji. Z drugiej strony, mogę teraz napisać ją na chłodno, odcedziwszy emocje i pozbywszy się tzw. kaca książkowego, który towarzyszył mi przez dość długi czas po zakończeniu „Szczygła”.
Gdy 13-letni Theo wchodzi z matką do nowojorskiego muzeum, nie wie jeszcze, że właśnie za chwilę odmieni się bieg jego życia. Mama zginie w wybuchu, a on rozpocznie trwającą wiele lat tułaczkę. Zanim jednak wydostanie się z ruin, pozna umierającego antykwariusza i zdejmie ze ściany ulubiony obraz swojej mamy – niewielkie malowidło przedstawiające szczygła na uwięzi. Te dwa z pozoru niezbyt istotne wydarzenia ukształtują ścieżkę jego przyszłego życia.
Szczygieł staje się dla nastolatka brzemieniem trudnym do udźwignięcia – boi się go zwrócić, nie może się nim otwarcie cieszyć, ma świadomość tego jak cennym jest przedmiotem, jak wielka historia się za nim kryje i wie, że należy go przechowywać w odpowiednich warunkach. I chociaż jest bardzo ważny dla Theo, czasami popada w zapomnienie, gdy chłopaka wciągnie wir wydarzeń. Na szczęście, dzięki przelotnemu spotkaniu w zrujnowanym muzeum, Theo znajduje wreszcie bezpieczną przystań oraz swoje przeznaczenie.
Powieść ta osnuta jest wokół życiorysu Theo – chłopca, młodzieńca, mężczyzny. Człowieka, który niechcący obarczył się wielką odpowiedzialnością za dzieło sztuki, a sam nie potrafi odnaleźć swojego miejsca w życiu. To połączenie powieści obyczajowej, przygodowej, kryminalnej wiedzie czytelnika po świecie śladem obrazu, jednocześnie opowiadając o kolejach losu jego nieprawowitego właściciela. A te są równie wciągające.
Rozpisana na wiele stron powieść pochłania od pierwszych rozdziałów. Pokazuje wielkość i małość człowieka, pokazuje maski, które nakłada i mechanizmy, którym się poddaje. To książka, w której autorka zastawiła na czytelników starannie ukryte zasadzki – gdy zrelaksowany czytelnik płynie z nurtem opowieści, spokojnie przemierzając kolejne strony, niespodziewanie i niebyt często, natrafia na silny wir, po wyjściu z którego, okazuje się, że musi przewartościować sobie wszystko to, co już wiedział o bohaterach. Naprawdę warto to przeżyć i dać się zaprosić w podróż z Theo i Szczygłem zaczynającą się od apartamentu w Nowym Jorku, wiodącą przez Las Vegas i kończącą się w szemranych klubach Amsterdamu. Gorąco polecam!
Zaciekawiłaś mnie. Obawiałam się, że 800 stron będzie przegadane.
Ja ostatnio czytałam „Wszystko, co lśni” i 931 stron 😉
„Wszystko, co lśni” również mi się podobało, ale tematyka „Szczygła” wydaje się głębsza.
Czytałam mnóstwo skrajnych recenzji tej książki, jak tylko mam się za nią zabrać, to znajduję jakieś „ale”. Ale skoro Ty rekomendujesz…
Dobry tekst. Czasem również się na tym łapie, że jeśli piszę coś pod wpływem emocji to posunę się zbyt daleko i później żałuję