Słowo Obraz Terytoria, 2010
Liczba stron: 135
Wybaczcie dzisiejszy wpis i weźcie pod uwagę fakt, że wyższe sfery we Francji zaczytywały się dziełami takim jak książka Hurtauta w eleganckim towarzystwie ku uciesze dam i dżentelmenów. Pod koniec XVIII wieku rozwinęła się prężnie tzw. literatura skatologiczna, opisująca sprawy, o których głośno się nie mówi. Co więcej – nazywano sprawy fizjologiczne sztuką. Na przykład sztuką pierdzenia.
Autor tej pseudonaukowej rozprawy najpierw definiuje zjawisko, o którym zamierza szerzej napisać. Dzieli na grupy i wskazuje jakiego rodzaju pierdnięcia są najbardziej wskazane. W książce padają też porady dietetyczne – na najbardziej wonne i głośne bąki. Hurtaut punktuje ich znaczenie dla zdrowia oraz wskazuje ich ważną funkcję społeczną. Nic tak przecież nie rozrusza ospałego towarzystwa, któremu nie klei się rozmowa, jak potajemnie puszczony bąk. A jak lepiej dać do zrozumienia przynudzającemu mówcy, że czas już kończyć wywód? Jak najtrafniej spuentować wartość takiej wypowiedzi? No, jak?
Oda ku pierdzeniu. Chwilami zabawna, chwilami nudnawa, bo ileż w końcu można truć o dupie Maryni. „Sztuka pierdzenia” jest przykładem tego, że pisać można o wszystkim, choć niekoniecznie znajdzie się czytelników dla swoich wywodów. Wydanie ilustrowane jest czarno-białymi rycinami, które na szczęście nie odwołują się wprost do poruszanych tematów. Czcionka również nawiązuje do wydań sprzed wieków.
Taka ciekawostka. Na półce stanie w drugim, ukrytym rzędzie. Na wszelki wypadek, żeby moi goście nie zechcieli poczytać fragmentów przy kolacji 🙂