Archiwa tagu: 2022

Śmierć druga, Beata i Eugeniusz Dębscy

Agora, 2022

Liczba stron: 320

Moja znajomość twórczości państwa Dębskich jest krótka, ale bardzo intensywna. Gdy przygotowywałam się do prowadzenia spotkania na Festiwalu Granda, odpaliłam audiobooka z pierwszą częścią serii o Tomaszu Winklerze, czyli „Dwudziestą trzecią”. Wow! To było świetne, wobec tego jednym tchem wysłuchałam pozostałych powieści – „Zimny trop” i „Szwedzki kryminał”. Zaraz potem pojawiła się wiadomość, że w październiku ukaże się kolejna część. W międzyczasie tak głośno się zachwycałam twórczością Dębskich, że zaproponowano mi patronat medialny dla książki „Śmierć druga”!

Ta dam! I oto jako patronka-matronka przychodzę dzisiaj poopowiadać wam o czwartym kryminale cyklu, który podbił moje serce.

Tomasz Winkler wciąż jest prywatnym detektywem, dzięki poprzednim medialnym akcjom zdobył spory rozgłos, więc nie powinien narzekać na zlecenia i finanse. Jego, idealistę, ciągnie jednak do pracy w „firmie”, czyli w policji, która trochę by go chciała, a trochę się wstydzi. To dłuższa historia, więc nie będę wnikać – tym bardziej, że cały czas liczę na to, że zachęcę was do sięgnięcia po wszystkie książki i przeczytania ich po kolei. Splot różnych okoliczności sprawia, że Winkler współpracuje z policją przy sprawie, w którą jest zaangażowany emocjonalnie. Otóż, młody chłopak, z którym zetknął się wcześniej, podejrzewany jest o zamordowanie swojego przyjaciela i współlokatora. Wielu osobom zależy na tym, żeby oczyścić chłopaka z podejrzeń, także babci Winklera, która postanawia pomóc w śledztwie i udaje się do Siechnic, by dowiedzieć się czegoś więcej o ofierze. Tam, okazuje się, że całkiem niedawno samobójstwo popełnił przyjaciel zabitego studenta. To wszystkim wydaje się nieco dziwne – dwa podejrzane zgony zaprzyjaźnionych młodzieńców kwalifikują się do tego, by przyjrzeć im się pod lupą. Winkler wyrusza do miejscowości, w której znaleziono ciało rzekomego samobójcy.

I tu zaczyna się jazda bez trzymanki. Gdy dotrzecie do tego momentu, za nic w świecie nie odłożycie książki przed końcem.

Ta wciągająca powieść kryminalna to jednak nieco więcej niż czcza rozrywka. Dębscy do perfekcji opanowali pisanie dialogów, doskonale wplatają do akcji fragmenty otaczającej nas rzeczywistości, kotwicząc swoje powieści we współczesnym świecie. To książka, w której nieraz autorzy puszczają do nas oko, dając czas na ochłonięcie po zafundowanych emocjach. Sporo tu humoru językowego i sytuacyjnego, ale przede wszystkim tę książkę, podobnie jak poprzednie, czyta się dla jej bohaterów: Winklera, świetnego, nieodpuszczającego policjanta’/detektywa z zasadami i jego babci Romy – bystrej jak brzytwa staruszki, która pcha do przodu każde śledztwo i jest dobrym duchem tej serii kryminalnej.

Kochani, jeśli jeszcze wam mało, zapraszam do obejrzenia filmu, który nagrałam niedawno. Opowiadam w nim m.in. o serii Dębskich z Winklerem.

Polecam, zachęcam, namawiam! Czytajcie i się zachwycajcie 🙂

Współpraca reklamowa

Jak być lepszym człowiekiem, Michael Schur

Liczba stron: 383

Wydawnictwo Albatros, 2022

Tłumaczenie: Xenia Wiśniewska

Staramy się żyć dobrze, dokonujemy codziennie wielu wyborów, biorąc pod uwagę nie tylko swoje dobro, lecz dobro innych i świata. Często nie mamy pojęcia, jak naprawdę nasze decyzje przekładają się na stan świata, ale wierzymy, że nasze dobre intencje się liczą, że dostajemy jakieś plusy w ogólnym rozrachunku istnienia.

Podobne rozkminy miał Michael Schur, współtwórca kultowych seriali „Dobre miejsce” i „The Office”. Gdy zaczął zgłębiać zagadnienia związane z etyką i filozofią, okazało się, że filozofowie wciąż mają nam coś do zaproponowania. Co prawda klasyczny przykład z rozpędzonym wagonikiem i wyborem czy zabić pięć osób czy jedną nie do końca przekłada się na nasze codzienne życie (i dobrze!, nie chcielibyśmy podejmować takich wyborów każdego dnia), ale poszczególne nurty wciąż mogą służyć nam za drogowskazy.

Autor sprawdza, jak na współczesny świat przełożyć propozycje filozofów tackich jak Arystoteles, Kant, egzystencjaliści czy utylitaryści. Pokazuje, co można od nich wziąć, by żyć lepiej i stawać się lepszym. Jednocześnie stara się pokazać, że nie wszystko można wykorzystać bezkrytycznie i czasami chcąc stać się lepszymi, możemy skrzywdzić innych. Ponadto często ostatnio stajemy w obliczu dysonansu, gdy nasi idole okazują się inni, niż sądziliśmy. Czy powinniśmy kupować bilety na filmy wyprodukowane przez człowieka oskarżonego o molestowanie? Czy kupować płyty i słuchać piosenek muzyka głoszącego opinie niezgodne z naszymi przekonaniami? Jak to wszystko pogodzić w sercu i umyśle?

Ta książka nie jest przewodnikiem po filozofach, to bardziej zbiór opowieści z codziennego życia w kontekście etyki. To również przegląd nurtów filozoficznych oraz praktyczne porady, jak stać się lepszym człowiekiem nie za sprawą wielkich czynów, lecz drobnych gestów. Czyta się wyśmienicie, autor ma bowiem świetne poczucie humoru, zaproponowane przykłady pochodzą z życia Schura oraz ze świata filmu, polityki, biznesu, tego, czym żyjemy na co dzień. Jeśli interesuje was odpowiedź na pytanie zadane w tytule, koniecznie sięgnijcie po tę ciekawą, zabawną i mądrą książkę!

Książka pod patronatem Czytam, bo lubię.

Współpraca / reklama

Naftowa Wenus, Aleksandr Sniegiriow

Glow Book, 2022

Liczba stron: 178

Tłumaczenie: Borys Hass

Idąc za ciosem i na fali zachwytu książką „Związek grzebie swoich zmarłych” z tego samego wydawnictwa, postanowiłam przeczytać drugą książkę wydaną przez Glow Book, czyli „Naftową Wenus”.

Tytuł zwiódł mnie na manowce, myślałam, że będę czytać o odwiertach, serio. Okazało się, że książka nie jest to gospodarce, lecz o życiu trzydziestokilkuletniego bohatera, któremu świat wywraca się do góry nogami. Po raz drugi na przestrzeni kilkunastu lat. Pierwszy raz miał miejsce wtedy, gdy urodził mu się syn z zespołem Downa. Drugi raz, gdy za sprawą tragicznego splotu zdarzeń Wania już jako nastolatek trafia pod jego opiekę. A życie z Wanią rządzi się swoimi prawami. Chłopak ma głęboko wpojone zasady zachowania, ale czasem działa impulsywnie. Czasem też swoje odbiegające od normy reakcje przytomnie tłumaczy tym, że ma downa, więc jak widać bywa zabawny i przebiegły. Co z tego, skoro ojciec musi mu poświęcać cały swój czas, a oszczędności zaczynają się kończyć, znajomi i koledzy odsunęli się od faceta z niepełnosprawnym chłopcem, zatrudnione opiekunki zawodzą na całej linii. Ich los odmienia się za sprawą dziwnego obrazu.

Wania zbiera rzeczy, które znajduje przy drodze. Któregoś dnia znajduje obraz w ramie przedstawiający nagą kobietę polewającą się czarną naftą, tytułową naftową Wenus. Jest oczarowany tym wizerunkiem. To znalezisko daje początek wielu nieprawdopodobnym zdarzeniom – począwszy od obcego trupa w rodzinnym grobie, po znajomość z dwiema szałowymi kobietami, aż po odnalezienie matki Wani. Dzieje się tak wiele, Wania chyba nigdy nie bawił się lepiej, sprawy zdają się układać pomyślnie i widać światełko w tunelu. Ta mała dwuosobowa rodzina ma przed sobą przyszłość…

„Naftowa Wenus” to przede wszystkim obraz dojrzewania do bycia rodzicem niepełnosprawnego dziecka. Doskonale ilustruje proces zaczynający się wyparciem, a kończący pełną akceptacją. Nie jest to jednak powieść martyrologiczna – często będziecie się przy niej śmiać i uśmiechać, przecierać oczy ze zdumienia i w zawrotnym tempie odwracać kartki, by poznawać kolejne przygody Wani i jego ojca.

Jeśli odłożymy na bok perypetie bohaterów, wyłoni nam się obraz współczesnej Rosji, kraju absurdalnego, gdzie mordobicie w sklepie czy atak siekierą na samochód to chleb powszedni. Ten kolos trzyma się na glinianych nogach w postaci rozmaitych funkcjonariuszy utrzymujących się z łapówek. Zwykli ludzie natomiast po prostu próbują utrzymać się na powierzchni – legalnie i rozmijając się z prawem, jeśli uznają to za konieczne. Warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się w tle zdarzeń.

Bardzo wam polecam tę powieść, jest wzruszająca, zabawna i zapadająca w pamięć!

Do kupienia TUTAJ

Związek grzebie swoich zmarłych, Henry Lawson

Glow Book, 2022

Liczba stron: 206

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Muszę, po prostu muszę o tej książce napisać, żeby nikt, kto mnie czyta, jej nie przegapił! Tym bardziej, że jest niepozorna, ma ciemną, nierzucającą się w oczy okładkę i raczej nie będzie leżała na najbardziej wyeksponowanej półce w empiku. Książkę taką jak „Związek grzebie swoich zmarłych” trzeba sobie wyszukać i zanieść do domu z wielką satysfakcją. A potem czytać i dziwić się, że to taaakie dobre i tak mało znane!

Henry Lawson to pisarz australijski tworzący na przełomie XIX i XX wieku, postać tragiczna, która nie potrafiła ułożyć sobie życia. Zasłynął z poezji i opowiadań dotyczących Australii, jaką znał, czyli z ery kolonialnej. Świat opisywany przez Lawsona jest wybitnie realistyczny, a kunszt tego pisarza sprawia, że dosłownie przenosimy się do buszu i dzielimy trudy życia z opisywanymi przez niego ludźmi. Kim oni są?

To głównie mężczyźni pracujący przy stadach owiec lub bydła, pracownicy sezonowi zajmujący się budowlanką lub remontami, poszukiwacze przygód i marzyciele rojący sobie, że trafią na żyłę złota. Zwykle ludzie prości, żyjący od wypłaty do wypłaty, zadowalający się noclegiem na ziemi i mający niewielkie wymagania wobec życia. Jednocześnie ci twardziele niestroniący od bijatyk często mają miękkie serca, ogromną empatię i nieskazitelny honor. W niektórych opowiadaniach pojawiają się także kobiety, silne, dzielne, mądre życiową mądrością, zaradne buszmenki, które w razie potrzeby świetnie radzą sobie bez mężczyzn i doskonale radzą sobie z mężczyznami.

Dlaczego warto, a nawet trzeba przeczytać opowiadania Lawsona? Bo są świetnie napisane! Niektóre skrzą humorem, inne skupiają się na jakiejś cesze bohatera, jeszcze inne przedstawiają istotny urywek z życia robotników. Najważniejsze jednak jest to, że od razu zostajemy wciągnięci w wykreowany świat. Z opowiadaniami mam zwykle taki problem, że kończą się zanim zżyję się z bohaterami, wobec czego treść przepływa przeze mnie nie pozostawiając po sobie śladu. Tu jest odwrotnie, od razu byłam w stanie wyobrazić sobie emocje i uczucia opisywanych ludzi, niezależnie od tego czy opowiadanie liczyło 5 czy 25 stron. Nie przegapcie tej książki!

Do kupienia TUTAJ

Czytamy w oryginale

„Czytamy w oryginale” to seria, o której już kilka razy mówiłam, ale jako pani od angielskiego, czytelniczka i tłumaczka mam ogromną potrzebę zebrania wszystkich informacji w jednym miejscu. Tym bardziej, że w ankiecie na Instagramie okazało się, że zaledwie jedna czwarta obserwatorów zna takie książki i kiedyś z nich korzystała.

Książki z tej serii to klasyka literatury w skróconej i uproszczonej formie. Gdy otwieramy książkę, z lewej mamy tekst w języku angielskim, z prawej strony ten sam tekst jest po polsku. Od nas zależy, jak będziemy czytać, czy najpierw po angielsku, a potem po polsku, żeby się upewnić, czy wszystko dobrze zrozumieliśmy. Można też skupiać się na jednej wersji językowej i tylko szukać poszczególnych słów lub zdań po polsku, by sprawdzić znaczenie konkretnego fragmentu.

Taka nauka języka jest doskonałym uzupełnieniem tradycyjnych / szkolnych metod nauczania. Z doświadczenia wiem, że uczniowie na pewnym poziomie nauki zwykle szukają bardziej wymagających i dłuższych tekstów, by szlifować język i sprawdzić się w rozumieniu testów literackich. Dzięki tłumaczeniu, które mają pod ręką, nie muszą wertować słowników czy zaglądać do aplikacji, żeby sprawdzić znaczenie nieznanego słowa, wobec czego się nie rozpraszają!

Takie książki w całości lub fragmentach można też z powodzeniem wykorzystać na kursach językowych czy podczas lekcji języka angielskiego w szkołach średnich. Do głowy przychodzi mi wiele pomysłów na zajęcia, ale jako że nie jest to blog o metodyce nauczania, nie będę ich tutaj wymieniać. Podkreślę tylko, że warto zakupić je do szkolnych bibliotek i mieć pod ręką.

Seria „Czytamy w oryginale” ma jeszcze jeden atut. Dotychczas ukazały się dwie książki polsko-ukraińskie – idealne dla Ukraińców, którzy w przyspieszonym tempie uczą się polskiego. Świetne jako pomoc naukowa podczas zajęć polskiego jako języka obcego, niezbędne w bibliotekach szkolnych, idealne na prezent. Warto zapamiętać, że coś takiego istnieje.

Do kupienia tutaj: KLIK

Jakie korzyści z czytania w oryginale dostrzegacie? Czy podoba wam się taka forma nauki / utrwalania / szlifowania języka obcego?