Pypcie na języku, Michał Rusinek

pypcie-na-jezykuAgora, 2017

Liczba stron: 208

Nie, to nie jest podręcznik dla początkujących laryngologów. Pypcie, o których mowa w książce, to wyłapane w przestrzeni publicznej i w mediach niepoprawne wyrażenia lub zdania. Czasem  razi styl, czasem kontekst, czasem wszystko od początku do końca. Język polski do najłatwiejszych nie należy, więc łatwo go pokaleczyć.

Michał Rusinek od lat tropi różne łamańce językowe. Wiele z nich śmieszy i straszy, jak chociażby to ogłoszenie: „Znaleziono psa. Wiadomość w smażalni”. Trudno się nie uśmiechnąć, po to, by po chwili zatroskać się losem zbłąkanego zwierzęcia. Powszechnie znana jest również treść zawiadomienia z publicznej toalety, w którym dowiadujemy się, że „Toaleta nieczynna. Prosimy załatwiać się na własną rękę”. Takich kwiatków znajdziemy w tej książce znacznie więcej.

Autor czujny jest przez cały czas. Wpadają mu w oko różne „przegięcia” w hotelach i restauracjach. Poetyckie opisy dań w menu wcale nie zachęcają go do jedzenia, wręcz przeciwnie, odbierają apetyt, bo jakże tak zjadać „przykryty pierzynką” kawałek mięsa i pozbawiać go wygody i ciepła. Śledzi również wypowiedzi polityków i właściwą dla nich stylizację językową – bardzo ciekawy felieton powstał w przeddzień wyborów prezydenckich.

To książka lekka w odbiorze, śmieszna, choć niepozbawiona myśli przewodniej – pomyśl, zanim napiszesz, daj komuś do sprawdzenia, jeśli sam nie masz wyczucia językowego. Nie wiem, czy świat byłby lepszy, gdyby nie powstawały potworki językowe. Na pewno byłby mniej zabawny. Polecam!

Uwaga: Felietony z tej książki były wcześniej publikowane w prasie.

Planeta Lema. Felietony ponadczasowe, Stanisław Lem

planeta-lemaWydawnictwo Literackie, 2016

Liczba stron: 592

Nie jestem znawczynią ani miłośniczką literatury science fiction. Twórczość samego Stanisława Lema znam słabiej niż pobieżnie, aczkolwiek podobała mi się jego biografia napisana przez syna. Zupełnie nie wiem, co mnie podkusiło do zamówienia tego zbioru, okazało się jednak, że czasami warto otwierać się na nowe i nieznane.

Felietony, które powstawały na przestrzeni kilkudziesięciu lat podzielono na bloki tematyczne.  Na pierwszy rzut oka zdumiewa rozpiętość tematów, którymi zajmował się Lem: literatura, nauka, wydarzenia bieżące, historia, kultura, itp. Sądziłam, że najbardziej interesujący mnie rozdział znajduje się na początku książki. Zebrane w nim teksty dotyczą kultury, przede wszystkim jednak literatury. Owszem, znalazłam w nim parę uwag, które zwróciły moją uwagę, zwłaszcza ten o ilościowej nadprodukcji literatury.

„Jeżeli chodzi o rynek literacki w Europie, panuje na nim ilościowa nadprodukcja oraz jakościowy niedostatek, w dziwny sposób wspomagane przez reklamę. Nie widziałem jeszcze nigdzie, ani na ekranie, ani w gazecie, ogłoszenia zalecającego jakąkolwiek nowość, która właśnie wyskoczyła z głowy pisarza, jako „drugą z kolei najlepszą na świecie”. Każdy produkt, a więc i książka, jest pierwszorzędny i wszystko jest równie przekonująco zachwalane. W takiej sytuacji o powodzeniu danego tytułu decyduje umiejętna kampania reklamowa, głośne nazwisko lub po prostu przypadek”.

Prawdziwym odkryciem i zaskoczeniem był pokaźny dział poświęcony nauce. Nigdy bym nie przypuszczała, że rozważania o energii atomowej, genach, klonowaniu, podróżach kosmicznych mogą mnie tak zainteresować. Oczywiście, felietony pisane dawno temu, nie nadążają za współczesną wiedzą, ale ilekroć Lem wraca do wcześniej poruszanej tematyki, przyznaje, że w świetle najnowszych odkryć w niektórych kwestiach się mylił. Generalnie, jego wizja świata jest raczej pesymistyczna – ludzie nie mądrzeją, choć mają ku temu możliwości, odkrycia naukowe nie zawsze wykorzystywane są rozsądnie, biotechnologia otwiera drogę do nieetycznych eksperymentów itp.

Zaskakuje bardzo trafna, wnikliwa, i świadcząca o dużej znajomości mechanizmów analiza wydarzeń bieżących, a przede wszystkim to, jak Lem idealnie rozpracował Putina, wówczas dopiero wkraczającego na arenę wielkiej polityki.

Skłamałabym pisząc, że wszystkie rozważania Lema były dla mnie jasne i zrozumiałe. Nie mam takiej wiedzy o nauce, by nadążać za każdym tekstem. A jednak nie kusiło mnie, by porzucić książkę, gdy gubiłam się w toku wywodu. Nawet wtedy czerpałam przyjemność z obcowania z człowiekiem, który ma coś do powiedzenia, ma szeroką wiedzę, jest oczytany, analizuje to, co czyta i niejednokrotnie podważa wnioski naukowców. Okazało się, że lektura felietonów Stanisława Lema była dla mnie powiewem świeżości (choć przecież niektóre z nich powstały grubo przed tym jak pojawiłam się na świecie!). Komu polecam? Na pewno tym, którzy znają twórczość autora, a także tym, którzy nie boją zmierzyć się z potęgą jego umysłu.

Jak podróżować z łososiem, Umberto Eco

jak-podrozowac-z-lososiemNoir Sur Blanc, 2017

Liczba stron: 206

Podróżowanie z łososiem nie jest łatwe, o czym przekonał się Umberto Eco. Co więcej, podróżowanie z łososiem bywa dość kosztowne, szczególnie, gdy łosoś ma leżeć w hotelowej lodówce. W felietonach zawartych w tej niedługiej książce Eco pisze o absurdach otaczającego nas świata, które wyłapuje z mistrzowską spostrzegawczością.

Wszystkie felietony napisane są w formie instrukcji, ich tytuł zaczyna się od słowa „jak”. Autor tworzy osobliwy przewodnik po różnych sytuacjach życiowych, zwykle skupiając się na drobiazgach, z których kilkoma zdaniami potrafi wydobyć pokłady tragikomizmu. Rozpoczynający książkę felieton pt: „Jak grać Indianina” daje pojęcie, co nas czeka i jakie to będzie odświeżające, zabawne, trafne. Wiecie jak zagrać w filmie Indianina? Ja też nie wiedziałam, ale Eco wspaniale i szczegółowo rozpisał kolejne etapy zauważone w wielu westernach, w których Indianie zachowują się jakby zależało im na tym, by zostali schwytani. A wiecie jak pisać wstęp i podziękowania? Tu przytyk dla kolegów pisarzy, którzy szczegółowo wymieniają za co i komu dziękują, sięgając po banały. (Jako  tłumacz wyjątkową niechęcią darzę wszelkie podziękowania – nie ma nic gorszego nad te wyliczanki).

Nie sposób wymienić wszystkich felietonów ani nawet tematyki, której dotykają, bo ta oscyluje pomiędzy pisaniem, jedzeniem, podróżowaniem, korzystaniem z internetu i wypowiadaniem się w mediach. Warto jednak podkreślić, że choć teksty powstawały w latach 1975-2014 to wszystkie są tak świeże jakby dopiero po raz pierwszy zeszły z taśmy drukarskiej. Warto się poświęcić (!) i nie czytać zachłannie. Lepiej smakować, rozkoszować się, zachwycać, uśmiechać do siebie, czytać domownikom na głos, razem z nimi pękać ze śmiechu.

Creme de la Kreml. 172 opowieści o Rosji, Wacław Radziwinowicz

creme-de-la-kreml-waclaw-radziwinowiczAgora, 2016

Liczba stron: 400

Wacław Radziwinowicz przez wiele lat był korespondentem Gazety Wyborczej w Moskwie. Nic, co rosyjskie, nie jest mu obce. Swoją wiedzę, spostrzeżenia i komentarze do bieżących wydarzeń przelewa na felietony. To już drugi zbiór. O pierwszym pt: „Gogol w czasach Google’a” pisałam TUTAJ. Nie chcę się powtarzać, wobec tego pomyślałam, że podam trzy ważne powody, dla których należy przeczytać obie książki.

  1. Jeśli myślisz, że nic cię nie zaskoczy, jeśli chodzi o Putina, dumę (rosyjski parlament) i politykę Rosji, to się mylisz. I dlatego powinieneś przeczytać to, co napisał Radziwinowicz. Ten kraj jest niekończącą się kopalnią dziwnych pomysłów, które, co gorsza, często bywają wcielane w życie. I mają swoich zwolenników – znany aktor Gerard Depardieu został Rosjaninem. Tylko czy ktoś mu wierzy, że nie uciekł z Francji przed urzędem skarbowym?
  2. Jeśli uważasz, że polski rząd osiągnął już szczyt absurdu – przeczytaj o Rosji. Czytałam tę książkę powoli, a z każdą przeczytaną stroną utwierdzałam się w przekonaniu, że nasi ministrowie, parlamentarzyści i prezydent zapatrzeni są w niedościgły wzór ze wschodu i małymi kroczkami naśladują patent na zniszczenie gospodarki, nepotyzm i pogardę dla narodu.
  3. Jeśli masz ochotę na płodozmian – mrożące krew w żyłach teksty o polityce i zbrodni przeplatane anegdotami i obrazami współczesnej Rosji i Rosjan – koniecznie daj szansę „Creme de la Kreml”. Znajdziesz w niej mnóstwo informacji, dużo zabawnych historii i gorzką prawdę o tym wielkim kraju.

Dasz jej szansę? Daj!

Więcej niż możesz zjeść, Dorota Masłowska

Noir Sur Blanc, 2015

Liczba stron: 131

Książki kucharskie, książki o dietach i zasadach łączenia produktów biją ostatnio rekordy popularności. Są łatwe do czytania i mają dużo kolorowych obrazków, poza tym każdy z nas coś je, więc jedzeniem w jakimś stopniu się interesuje.

Felietony parakulinarne Doroty Masłowskiej w pewnym sensie wpisują się w tę modę. Są krótkie, mają obrazki i dotyczą jedzenia. Zawiodą się jednak ci, którzy będą szukali w nich wytycznych jak ugotować wykwintne posiłki. Masłowska skupia się na doznaniach, a nie na siekaniu i pieczeniu. Na przykład, bierze pod lupę potrawy, które działają jak maszyna przenosząca w czasie. Kto dorastał w latach osiemdziesiątych lub wcześniej, na samo wspomnienie chleba z cukrem, mleka w proszku czy granulowanego kakao przenosi się myślami w czas dzieciństwa.

Podczas wyjazdów zagranicznych i podróży po Polsce autorka śledzi zachowania ludzi przy stole i na piknikach. Nie zostawia suchej nitki na tych, którzy pełną gębą (dosłownie) korzystają z all inclusive na stołówce i tych którzy w letni dzień wybierają się nad jezioro, gdzie oddają się rytuałowi piknikowania. Opisuje amerykańskie zwyczaje żywieniowe, gdzie zwykłe porcje podają w naczyniach rozmiaru koryta i wiadra. Z ulgą odpoczywa w małych miasteczkach, w których je się prosto i świeżo. Za to w Szwecji obżera się za wszystkie czasy rekompensując sobie dziecięcy zawód związany z zespołem Roxette. W trakcie czytania poznajemy również doskonały przepis na bal urodzinowy dla dzieci oraz sposób na wspaniałe doznania kulinarno-towarzyskie w rozgrzanej letnim słońcem Warszawie – kilka składników, a efekt piorunujący.

Dorota Masłowska już wcześniej dała się poznać jako świetna obserwatorka i komentatorka współczesności. W tych felietonach, pierwotnie drukowanych w magazynie Zwierciadło, jedzenie, o którym ma pisać, jest zawsze punktem wyjścia do rozważań o współczesnym świecie i ludzkich zachowaniach. Ludzkich, czyli także swoich. Bywa ironiczna, zgryźliwa i uszczypliwa, ale jest też sentymentalna, praktyczna, przyziemna. Przedkłada towarzystwo nad jakość i ilość jedzenia, nie snobuje się na znawczynię tematu. Nie jest jej to potrzebne – wystarczy, że zna się na ludziach i potrafi o nich pisać. Warto przeczytać. Na pewno wiele razy przyznacie autorce rację, a może nawet pozazdrościcie jej warsztatu pisarskiego.