Letnia noc (D. Simmons) – Przeczytałam horror! I Wcale się nie bałam Początek lat 60, małe miasteczko w stanie Illinois i potężny gmach starej szkoły, która wypuszcza właśnie ostatni rocznik uczniów. Ostatni dzień szkoły przed wakacjami jest ostatnim dniem funkcjonowania Old Central. Grupa chłopców w wieku od 8 do 11/12 lat rozpoczyna wakacje, które zmienią się w największy koszmar za sprawą budzących się złych mocy. Mamy tu sprzymierzenie złych duchów ze złymi ludźmi. Nie wiadomo, z której strony, nadejdzie atak, zagrożeni są wszyscy mieszkańcy miasta, ale na początek duchy skupiają swoją uwagę na wszędobylskich, ciekawskich chłopcach. Fajne!
Widowisko (P. Borkowski) – Tym samym przeczytałam całą serię kryminalną z Rozłuckim i wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego ten doświadczony psycholog jest taki kochliwy. Ta jego cecha naprawdę mi przeszkadzała, bo dorosły facet zachowuje się jak nastolatek. Akcja tej części toczy się w środowisku aktorów i pracowników prowincjonalnego teatru. Ofiarami zabitymi w teatralnym entourage’u są osoby związane z tym miejscem. Rozłucki węszy wśród nich, pracując na zlecenie miejscowej policji. Hm… Każdy, naprawdę każdy czytelnik jest w stanie wytypować mordercę w połowie książki. Tylko bohaterowie powieści są ślepi na to, co się dzieje. Trochę smuteczek, bo to najsłabsza powieść tego autora, jaką przeczytałam.
Bez granic (J.L. Horst) – Przypomniałam sobie, że mam jeszcze jeden nieprzeczytany tom z Wistingiem i co tu dużo mówić – znowu mnie wciągnął tak, że większość przeczytałam w jedną noc. Australijka prowadzi internetowe forum śledcze, którego celem jest wskazanie osoby winnej śmierci jej przyjaciółki podróżującej po Europie. Jedna z uczestniczek forum, Norweżka, informuje, że znalazła coś ważnego, po czym znika z sieci. Zaniepokojona założycielka forum informuje policję norweską, a sprawą zajmuje się Wisting. Bardzo ciekawa – uwielbiam te powieści kryminalne, w których śledzimy wydarzenia od strony działań policji.
Co uczucia robią nocą? (Oziewicz/Zając) – Piękne ilustracje, piękna treść. Choć czytania nie ma dużo, to każda linijka robi coś z głową – pobudza do wspomnień, rozmyślań, zadumy. To książka dla ludzi w każdym wieku, co innego znajdzie w niej dziecko, co innego dorosły. Ilustracje natomiast wzbudzają czułość – te stworki są puchate, rozkoszne i niepowtarzalne. Konieczne w każdym domu.
Dziewczyna w różowym (J.K. Radosz) – Pierwszy dzień klasy maturalnej, osiemnastoletnia Klamka zaczyna go z energią i dobrym nastawieniem. Zapisała się na fakultet z fizyki, żeby startować na politechnikę. Niestety, pozostali uczniowie z miejsca ją odrzucają, bo nie spełnia ich wyobrażenia ścisłowca. Przecież fizyk nie chodzi w różowym! Dziewczyna postanawia udowodnić rówieśnikom i nauczycielowi, że wygląd nie ma nic wspólnego z uzdolnieniami, predyspozycjami i zainteresowaniami, bo przecież od lat aktywnie udziela się w środowisku fanowskim żużla. Okazuje się, że to nie jest takie łatwe. Bardzo fajna historia dla nastoletnich czytelników bez romansu za to z ważnym przesłaniem.
Hamnet (Maggie O’Farrell)– piękna powieść. XVI wiek, rodzina rękawicznika w Stratford w Anglii i ich niewydarzony syn, który nie garnie się do roboty, tylko chodzi z głową w chmurach. Nie pada jego imię, ale wszyscy wiemy, kim jest. Ale to nie on jest głównym bohaterem, lecz jego żona, Agnes, kobieta, która bezpieczniej czuje się w lesie niż w miejskim domu. To jedna z najbardziej przejmujących opowieści o cierpieniu matki po śmierci dziecka. Niektóre sceny zapamiętam na długo. Koniecznie czytajcie.
Szepty z lasu (M.M. Perr) Kolejny kryminał ze wspaniałej serii z podkomisarzem Robertem Lwem. Wszystkie części gorąco polecam! I tutaj też mamy kobiety, które w lesie czują się u siebie, ale gdy młodsza z nich zostaje znaleziona powieszona na drzewie, do akcji wkraczają warszawscy policjanci, bo matka zabitej nie ufa miejscowym. I ma rację. Zaskakujące zakończenie. Nieodkładalna.
Jerozolimska plaża (Iddo Gefen) Zbiór opowiadań młodego izraelskiego pisarza. Mnie najbardziej podobały się skrajne – pierwsze i ostatnie. Ale wszystkie są na swój sposób przejmujące i badają naturę ludzką, samotność w tłumie oraz nieumiejętność opowiadania o swoich uczuciach. Czyta się świetnie, mimo że niektóre opowiadania mają elementy sci-fi.
Polacy na emigracji (Agnieszka Kołodziejska) Historie Polaków, którzy swoje miejsce do życia znaleźli w różnych zakątkach świata. Podtytuł książki to „dlaczego i po co wyjeżdżamy”. Jak można się spodziewać, co rozmówca, to inny rodzaj motywacji do wyjazdu. Historie były ciekawe, ale im bliżej końca, zaczęłam coraz częściej zadawać sobie pytanie, po co ja to czytam? Mogę żyć bez wiedzy o losach znajomych autorki. Zapamiętałam jedynie, że nie warto wychodzić za Holendra ?
Snowflake (Loise Nealon) Debbie ma osiemnaście lat, mieszka na mlecznej farmie oddalonej o ok. godzinę jazdy od Dublina, gdzie zaczyna pierwszy rok studiów na Trinity College. Nie zna miasta, nie zna miastowych ludzi, czuje się jak odludek, ale znajduje przyjaciółkę. Debbie jest naiwna i doświadczona przez los – jej matka ma problemy psychiczne, ojca nikt nie zna, więc jej wychowaniem zajmuje się wujek. Bardzo dobrze napisana opowieść o niedopasowaniu i szukaniu sensu w życiu. Warto!
Moja znajomość twórczości państwa Dębskich jest krótka, ale bardzo intensywna. Gdy przygotowywałam się do prowadzenia spotkania na Festiwalu Granda, odpaliłam audiobooka z pierwszą częścią serii o Tomaszu Winklerze, czyli „Dwudziestą trzecią”. Wow! To było świetne, wobec tego jednym tchem wysłuchałam pozostałych powieści – „Zimny trop” i „Szwedzki kryminał”. Zaraz potem pojawiła się wiadomość, że w październiku ukaże się kolejna część. W międzyczasie tak głośno się zachwycałam twórczością Dębskich, że zaproponowano mi patronat medialny dla książki „Śmierć druga”!
Ta dam! I oto jako patronka-matronka przychodzę dzisiaj poopowiadać wam o czwartym kryminale cyklu, który podbił moje serce.
Tomasz Winkler wciąż jest prywatnym detektywem, dzięki poprzednim medialnym akcjom zdobył spory rozgłos, więc nie powinien narzekać na zlecenia i finanse. Jego, idealistę, ciągnie jednak do pracy w „firmie”, czyli w policji, która trochę by go chciała, a trochę się wstydzi. To dłuższa historia, więc nie będę wnikać – tym bardziej, że cały czas liczę na to, że zachęcę was do sięgnięcia po wszystkie książki i przeczytania ich po kolei. Splot różnych okoliczności sprawia, że Winkler współpracuje z policją przy sprawie, w którą jest zaangażowany emocjonalnie. Otóż, młody chłopak, z którym zetknął się wcześniej, podejrzewany jest o zamordowanie swojego przyjaciela i współlokatora. Wielu osobom zależy na tym, żeby oczyścić chłopaka z podejrzeń, także babci Winklera, która postanawia pomóc w śledztwie i udaje się do Siechnic, by dowiedzieć się czegoś więcej o ofierze. Tam, okazuje się, że całkiem niedawno samobójstwo popełnił przyjaciel zabitego studenta. To wszystkim wydaje się nieco dziwne – dwa podejrzane zgony zaprzyjaźnionych młodzieńców kwalifikują się do tego, by przyjrzeć im się pod lupą. Winkler wyrusza do miejscowości, w której znaleziono ciało rzekomego samobójcy.
I tu zaczyna się jazda bez trzymanki. Gdy dotrzecie do tego momentu, za nic w świecie nie odłożycie książki przed końcem.
Ta wciągająca powieść kryminalna to jednak nieco więcej niż czcza rozrywka. Dębscy do perfekcji opanowali pisanie dialogów, doskonale wplatają do akcji fragmenty otaczającej nas rzeczywistości, kotwicząc swoje powieści we współczesnym świecie. To książka, w której nieraz autorzy puszczają do nas oko, dając czas na ochłonięcie po zafundowanych emocjach. Sporo tu humoru językowego i sytuacyjnego, ale przede wszystkim tę książkę, podobnie jak poprzednie, czyta się dla jej bohaterów: Winklera, świetnego, nieodpuszczającego policjanta’/detektywa z zasadami i jego babci Romy – bystrej jak brzytwa staruszki, która pcha do przodu każde śledztwo i jest dobrym duchem tej serii kryminalnej.
Kochani, jeśli jeszcze wam mało, zapraszam do obejrzenia filmu, który nagrałam niedawno. Opowiadam w nim m.in. o serii Dębskich z Winklerem.
Polecam, zachęcam, namawiam! Czytajcie i się zachwycajcie 🙂
Czy książka historyczna może spodobać się czytelnikowi, który szuka przede wszystkim dobrej rozrywki?
„Tron Jagiellonów” rozgrywa się na początku XV wieku, kiedy w Europie dużo się dzieje, a Polska jest łakomym kąskiem dla tych, którzy chcieliby powiększyć potęgę swojego rodu. Król Władysław Jagiełło wciąż bowiem nie doczekał się potomka płci męskiej, co stanowi duży problem jeśli chodzi o sukcesję tronu. Sytuację chcą wykorzystać Hohenzollernowie, którzy zawiązują tajny spisek, by na polskim tronie osadzić nowo narodzonego syna Fryderyka I. W grę wchodzą ogromne pieniądze, wielkie wpływy oraz zaszczyty, wobec czego spiskowcy nie przebierają w środkach i są gotowi wszcząć wojnę, byleby osiągnąć swój cel.
Jednocześnie na terenach przygranicznych dochodzi do dziwnych, niewytłumaczalnych zdarzeń. Pojawia się tajemniczy, okrutny wojownik kryjący twarz za maską wilka, który zostawia za sobą szlak krwi oraz tajemnicze znaki w miejscach, gdzie dokonał przerażających zbrodni na pozornie niewinnych ludziach. W sprawę włącza się polski wywiad, jego wybitna agentka Konstancja z Szafrańców oraz sam Zawisza Czarny. Na własną rękę sprawę morderstw próbują wyjaśnić bracia zakonni z Tyńca, choć nie mają pojęcia w jak wielką aferę się angażują.
Tyle o fabule, bo żaden opis ani streszczenie nie są w stanie oddać emocji towarzyszących lekturze tej powieści. Od pierwszych rozdziałów czytelnik jest tak zaaferowany akcją i związany z bohaterami, że ani na chwilę nie chce odrywać się od lektury. Autor ma wielki dar kreowania postaci, które nie są jednowymiarowe, wprost żyją własnym życiem na kartach powieści, wydają się być tak namacalne, że naprawdę wcale bym się nie zdziwiła, gdyby w moim mieszkaniu pojawił się Zawisza Czarny w zbroi lub Konstancja w strojnej sukni. Byłam tak pochłonięta czytaniem, że jedną nogą znajdowałam się w XV wieku w samym środku akcji kryminalnej.
Warto zwrócić uwagę na dwie żeńskie postaci – wspomnianą Konstancję i jej podopieczną Agatę, która z nieznanych powodów musi się ukrywać. Agata uciekając przez wynajętymi przez swoich wrogów zbirami trafia dosłownie na kraniec ówczesnego świata – do Hiszpanii. Moją uwagę przyciągnął też fragment, w którym wspomina się, że kobiety szpiegowały na rzecz Polski i w zamian za swoją służbę były objęte troskliwą opieką. W mojej głowie zalęgła się myśl, że chciałabym przeczytać książkę o takich agentkach, bo w „Tronie Jagiellonów” mają one rolę drugoplanową.
Uwielbiam, gdy książka przenosi mnie w inne czasy, a te odmalowane są w taki sposób, że wszystko wydaje się namacalne. Co dla mnie ważne, język narracji nie jest stylizowany, nie ma tu łamańców stylistycznych czy dziwnych konstrukcji zdań, więc książkę czyta się płynnie. Jeśli ktoś miałby konkurować z Elżbietą Cherezińską, to jest to Szymon Jędrusiak, który, mam nadzieję nie raz nas jeszcze zaskoczy.