Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego

wszystko-jak-chceszWilk & Król, 2017

Liczba stron: 528

Rzadko rozmyślam o literackich bohaterach (lub rzeczywistych postaciach w przypadku literatury faktu) po odłożeniu książki na półkę. O Iwaszkiewiczu natomiast nie mogę przestać myśleć. Jest mi go tak bardzo żal.

Podtytuł książki nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o miłość dwóch mężczyzn. Ja nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, że zamiast „i Jerzego Błeszyńskiego”, powinno być „do Jerzego Błeszyńskiego”. Niezbyt wiele bowiem wskazuje na to, że miłość była odwzajemniona.

Gdy Jarosławowi przydarzyła się ta miłość, był już dziadkiem, bardzo znanym pisarzem, sprawującym wiele publicznych funkcji. Jerzy natomiast był… nikim. Prowincjonalnym gryzipiórkiem, który nie śmierdział groszem. Jego atutami była (podobno) zachwycająca uroda oraz otwartość na związki z mężczyznami. Po kilku latach Iwaszkiewicz uczynił z niego „lorda”, jak sam go nazywał. Jerzy rozbijał się po Polsce samochodem pisarza, dysponował nieograniczonymi zasobami pieniędzy, dzięki którym utrzymywał liczne kochanki i imponował w towarzystwie. Iwaszkiewiczem powodowała miłość, zaślepienie i odrobina litości. Miał świadomość, że choremu na gruźlicę kochankowi zostało niewiele życia. Czym kierował się Błeszyński? Miłością własną, jak sądzę.

Listy zebrane w tym tomie pochodzą ze zbiorów prywatnych (jakimś cudem trafiły do rąk kolekcjonera, który przekazał je następnie do muzeum). Są to tylko listy pisane przez Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego. Listów zwrotnych nie udało się na razie zlokalizować, być może zostały zniszczone. Co ciekawe, Iwaszkiewicz pisał do młodego kochanka również po jego śmierci (i według mnie te listy najbardziej otwierają oczy na charakter tej znajomości).

To jest książka o wielkiej, prawdziwej miłości, miłości polegającej również na zaślepieniu, na idealizowaniu, na chęci podarowania wybrankowi gwiazdki z nieba. Z kolejnych listów wyłania się również obraz miłości tragicznej – nie tylko ze względu na wiadomy finał romansu. Tragizm wiąże się tu z naiwnością, wykorzystaniem, gierkami psychologicznymi.

Można zastanawiać się, czy wydawanie prywatnej korespondencji nie jest naruszeniem jej tajemnicy. Redaktorka książki sama zadawała sobie to pytanie i we wstępie wyjaśnia, co nią kierowało. Według mnie, dobrze się stało, że te napisane piękną polszczyzną listy miłosne ujrzały światło dzienne. Mówią o sprawach uniwersalnych, nie przekraczają granicy dobrego smaku, dają nam pełniejsze spojrzenie na twórczość (i osobę) Jarosława Iwaszkiewicza. Poza tym, poruszają w czytelniku różne czułe struny. Ja cały czas w myślach krzyczałam: „Jarek, przejrzyj na oczy!”, a potem wzdychałam bardzo nieładnie „No kiedy on w końcu umrze”. Jestem bardzo ciekawa, jakie emocje wzbudzi ta książka w was, dlatego czytajcie!

Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy, Wisława Szymborska & Kornel Filipowicz

najlepiej-w-zyciu-ma-twoj-kotZnak, 2016

Liczba stron: 416

Lektura listów często jest zajęciem nużącym dla osoby postronnej. Może też wywołać uczucie zażenowania, szczególnie gdy korespondentów wiąże uczucie. Na szczęście podczas czytania tej książki złożonej z listów (i pocztówek) pisanych przez Wisławę Szymborską i Kornela Filipowicza na przestrzeni wielu lat ani raz nie poczułam znużenia i zażenowania. Za to wielokrotnie się uśmiechałam.

Gdy zostali parą ona była już po czterdziestce, on miał ponad pięćdziesiąt lat. Mieli za sobą przeszłość w innych związkach. Los sprawił, że zaraz na początku ich wspólnej historii Wisława trafiła na wiele miesięcy do sanatorium w Zakopanem. W tym okresie ich korespondencja była najbardziej intensywna. Poetkę przepełniało poczucie winy i niepewność – czuła się źle z tym, że zawiodła Kornela. Miewała chwile zwątpienia, bała się, że swoją nieobecnością sprawi, że mężczyzna straci nią zainteresowanie. On natomiast nieustannie ją uspokajał, zapewniał o swojej stałości, odwiedzał, gdy było to możliwe. W następnych latach korespondowali ze sobą wtedy, gdy Szymborska wyjeżdżała do domu pracy twórczej do  Zakopanego, a Filipowicz z kolegami na ryby oraz w sprawach służbowych.

Mimo upływu czasu, wielu lat spędzonych ze sobą, listy są cały czas czułe, pełne troski i miłości. Te pisane w latach 80. odzwierciedlają niepewną sytuację artystów oraz zawierają więcej praktycznych informacji – skarg na niedostępność produktów żywnościowych, rosnące ceny. Gdzieniegdzie pojawiają się utyskiwania na cenzurę, która bezlitośnie cięła opowiadania Filipowicza oraz odniesienia do twórczości własnej lub kolegów po piórze. Często pojawia się jego kot Filipowicza – ten, który w wierszu poetki czekał w pustym mieszkaniu.

Najbardziej niezwykłe w tych listach jest to, że Szymborska i Filipowicz czasami pisali do siebie w imieniu fikcyjnych, wymyślonych przez siebie postaci. Listy hrabiny i jej służącego są pisane stylizowanym językiem, zabawne, utrzymane w tonie plotkarskim. W listach pojawiają się też inne zmyślone postacie, np. zakochana w Filipowiczu gosposia. W związku z tym, że wiele listów zawierało ilustracje oraz słynne wyklejanki wydawca zadbał o przedruk oryginałów. (Bardzo starannie wydana jest ta książka.)

Nie spodziewałam się, że przeczytam tę korespondencję z takim zainteresowaniem i zachłannością. Zachwyciły mnie: doskonale wyważony dowcip, czułość i wzajemna miłość, a także codzienne troski (te związane ze zdrowiem, twórczością, sytuacją w kraju). Piękna była ta miłość dwojga dojrzałych, ale młodych duchem ludzi. Miłość piękna i mądra. Dojrzała, lecz świeża. Poważna i fircykowata. Mogę o tej książce mówić długo, używając wielu synonimów słów wspaniała i interesująca. Ale zamiast czytać moje niekończące się zachwyty, lepiej przeczytać książkę.