Liczba stron: 528
Rzadko rozmyślam o literackich bohaterach (lub rzeczywistych postaciach w przypadku literatury faktu) po odłożeniu książki na półkę. O Iwaszkiewiczu natomiast nie mogę przestać myśleć. Jest mi go tak bardzo żal.
Podtytuł książki nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o miłość dwóch mężczyzn. Ja nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, że zamiast „i Jerzego Błeszyńskiego”, powinno być „do Jerzego Błeszyńskiego”. Niezbyt wiele bowiem wskazuje na to, że miłość była odwzajemniona.
Gdy Jarosławowi przydarzyła się ta miłość, był już dziadkiem, bardzo znanym pisarzem, sprawującym wiele publicznych funkcji. Jerzy natomiast był… nikim. Prowincjonalnym gryzipiórkiem, który nie śmierdział groszem. Jego atutami była (podobno) zachwycająca uroda oraz otwartość na związki z mężczyznami. Po kilku latach Iwaszkiewicz uczynił z niego „lorda”, jak sam go nazywał. Jerzy rozbijał się po Polsce samochodem pisarza, dysponował nieograniczonymi zasobami pieniędzy, dzięki którym utrzymywał liczne kochanki i imponował w towarzystwie. Iwaszkiewiczem powodowała miłość, zaślepienie i odrobina litości. Miał świadomość, że choremu na gruźlicę kochankowi zostało niewiele życia. Czym kierował się Błeszyński? Miłością własną, jak sądzę.
Listy zebrane w tym tomie pochodzą ze zbiorów prywatnych (jakimś cudem trafiły do rąk kolekcjonera, który przekazał je następnie do muzeum). Są to tylko listy pisane przez Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego. Listów zwrotnych nie udało się na razie zlokalizować, być może zostały zniszczone. Co ciekawe, Iwaszkiewicz pisał do młodego kochanka również po jego śmierci (i według mnie te listy najbardziej otwierają oczy na charakter tej znajomości).
To jest książka o wielkiej, prawdziwej miłości, miłości polegającej również na zaślepieniu, na idealizowaniu, na chęci podarowania wybrankowi gwiazdki z nieba. Z kolejnych listów wyłania się również obraz miłości tragicznej – nie tylko ze względu na wiadomy finał romansu. Tragizm wiąże się tu z naiwnością, wykorzystaniem, gierkami psychologicznymi.
Można zastanawiać się, czy wydawanie prywatnej korespondencji nie jest naruszeniem jej tajemnicy. Redaktorka książki sama zadawała sobie to pytanie i we wstępie wyjaśnia, co nią kierowało. Według mnie, dobrze się stało, że te napisane piękną polszczyzną listy miłosne ujrzały światło dzienne. Mówią o sprawach uniwersalnych, nie przekraczają granicy dobrego smaku, dają nam pełniejsze spojrzenie na twórczość (i osobę) Jarosława Iwaszkiewicza. Poza tym, poruszają w czytelniku różne czułe struny. Ja cały czas w myślach krzyczałam: „Jarek, przejrzyj na oczy!”, a potem wzdychałam bardzo nieładnie „No kiedy on w końcu umrze”. Jestem bardzo ciekawa, jakie emocje wzbudzi ta książka w was, dlatego czytajcie!