Komiksowo

Jeszcze tydzień i będę miała więcej czasu – na razie musi starczyć mi przeglądanie gazet w biegu oraz czytanie etykiet na opakowaniach produktów. Co prawda jestem w trakcie lektury „Przystupy” i książka bardzo mi się podoba, ale w ciągu ostatniego tygodnia przeczytałam mniej więcej 100 stron 🙁 („Life is hard and love is always over in the morning…” o taki cytat z The Sisters of Mercy właśnie przyszedł mi do głowy).

Przeczytałam ostatnio tylko dwa komiksy. Nie jest to moja ulubiona forma literacka, więc nie będę nawet ich oceniać. Wspomnę tylko, ze dla fanów The Cure ukazał się komiks w USA pt. „A Strange Day”. Historię wymyślił Damon Hurd, obrazki rysowała Tatiana Gill.

„A Strange Day” to obrazkowa historia o spotkaniu dwóch fanów The Cure na parkingu pod sklepem muzycznym w dniu wydania kolejnej płyty ich ulubionego zespołu. Chłopak to introwertyk, dziewczyna pełna wigoru i pomysłów. Gdy okazuje się, że trzeba czekać kilka godzin na dostawę płyt, nowi znajomi postanawiają spędzić ten czas wspólnie przy muzyce ich ulubionego zespołu. Okazuje się, że wiele ich łączy. Historia jest dość naiwna, w sam raz dla nastolatek zakochanych w Robercie Smith’cie – o ile jakieś nastolatki wiedzą kim jest ten starszy pan w mocnym makijażu. Ja czytałam z zainteresowaniem ze względu na tematykę, bo za moich nastolatkowych czasów takich tematycznych komiksów nie było. Ukazała się także druga część pt: „Pictures of you”. Muszę na nią zapolować.

Dzięki mojemu dziecku wróciłam do komiksów o Tytusie. Młody wygrzebał u dziadków kilka sztuk, które kupiłam jako dziecko i pochłonął je w ciągu jednego dnia. Potem odkryliśmy, że wznowiono wydawanie kolejnych części przygód Tytusa i kupujemy mu je regularnie. Sama ostatnio z zainteresowaniem ponownie przeczytałam odcinek, w którym Tytus przygotowuje się do olimpiady – „Tytus Olimpijczykiem”. Romek i A’Tomek zajmują się trenowaniem zawodnika w różnych konkurencjach. Lubię Tytusy, bo w każdej księdze jest coś, co mnie rozśmiesza, obrazki są prymitywne, ale urokliwe i oddają ducha PRL’u.

Czytam właśnie kolejny komiks. Tym razem kultowy we Francji TinTin, stamtąd moje dziecko dostało kilka części po angielsku. Aktualnie jestem z TinTinem w Tybecie 🙂

P.S. Kocham Cię, Cecelia Ahern

 Holly jest młodą, bo zaledwie trzydziestoletnią wdową. Jej mąż Garry zmarł na skutek wyczerpującej choroby. Wiedząc, że umiera, postanowił zostawić swojej żonie listę „spraw do załatwienia”. Comiesięczne krótkie instrukcje są drogowskazami dla Holly w świecie bez Garrego – dotyczą najczęściej spraw błahych, ale pomagają czuć jego obecność i troskę oraz powoli wychodzić do świata.

Mimo tego, że Holly ma dwie świetne przyjaciółki od serca, kochających rodziców i rodzeństwo, często czuje się samotna, przygnębiona, nie potrafi cieszyć się z sukcesów swoich bliskich. W świecie, gdzie każdy musi być albo kimś albo z kimś, bezrobotna Holly przeżywająca żałobę po mężu nie potrafi odnaleźć komfortowego miejsca dla siebie.

Te powyższe wywody nie przedstawiają książki takiej jaka ona jest, bo książka jest przede wszystkim zabawna, czasem słodko-gorzka, czasem rzewna (chwilami za bardzo). Wątek uczuciowy rozwija się w przewidywalnym kierunku. Przyjaciółki balują i często są w samym centrum szalonych wydarzeń. Rodzeństwo Holly stopniowo odkrywa przed nią swoje grzeszki i tajemnice, wszyscy stają się sobie bliżsi, pomagając siostrze przebrnąć przez najgorsze chwile.

Książką jest czytadłem na pewnym poziomie. Ma swoje dobre i złe strony. Dobre, to według mnie, komediowa strona książki oraz zakończenie, które rzeczywiście zaskakuje. Do złych zaliczam dość cukierkowe i mocno osłodzone losy Holly (a może tak jest, że jak już raz spotka nas ogromne nieszczęście, to wszystko inne zaczyna się świetnie układać, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi?). Nie przekonało mnie też studium przypadku kobiety w żałobie, chwilami miałam wrażenie, że bohaterka za bardzo się nad sobą użala. Może jednak w tej ostatniej kwestii nie mam racji, bo każdy przeżywa inaczej.

Perfidna gra, Donna Leon

 

Po raz pierwszy sięgnęłam po książkę napisaną przez Donnę Leon.  Jest to kryminał, którego akcja toczy się współcześnie w Wenecji.

Podczas lektury poznałam komisarza Brunettiego oraz jego współpracowników – niezawodnego Vianella oraz signorinę Elettrę, posiadającą rozliczne kontakty i umiejętność zdobywania informacji. Nie mniej ważni w powieści są członkowie rodziny komisarza – jego żona Paola – profesor literatury i dwoje dorastających dzieci. (Żona Brunettiego – wzór cnót – wywarła na mnie negatywne wrażenie i nie pomogła jej w moich oczach nawet miłość do książek). Ważną rolę w powieści odgrywa jedzenie oraz Wenecja, zatłoczona turystami, malownicza i tajemnicza.

Wątek kryminalny dotyczy morderstwa. Od ran zadanych nożem ginie studentka Paoli. Jako że dziewczyna krótko przed śmiercią prosiła komisarza o radę w sprawie śledztwa sprzed pięćdziesięciu lat, komisarz czuje się szczególnie zaangażowany w wyjaśnienie powiązań studentki z interesami jej nieżyjącego od dawna przodka. Dodam jeszcze, że interesy te dotyczyły dzieł sztuki.

Autorka rysuje portret weneckiej machiny państwowej  – przekupstwo, łapówkarstwo, powszechny pęd do bogacenia się cudzym kosztem, brak tolerancji w stosunku do obcokrajowców, nieudolność policji w obliczu rozbudowanej biurokracji – a co z tym związane, brak dostępu do informacji, czy też długotrwałe ich gromadzenie. W powieściach angielskich, amerykańskich, skandynawskich policjanci szybko otrzymują niezbędne informacje i akcja pędzi na łeb na szyję. Tutaj wszystko musi odleżeć i nabrać tzw. mocy urzędowej. Muszę przyznać, że trochę mnie irytowało pokazywanie Wenecji z tej złej strony, miałam wrażenie, że obraz jest przerysowany.

Donna Leon dość zgrabnie prowadzi do rozwiązania zagadki jednakże chwilami książka mnie nudziła. Na pewno nie magnetyzowała mnie jak powieści kryminalne skandynawskich pisarzy czy Marthy Grimes. Po prostu nie umiałam się zaangażować emocjonalnie w prowadzone śledztwo i kryminalną łamigłówkę. Nie odczuwałam potrzeby szybkiego przewracania stron, a to nie najlepiej świadczy o powieści kryminalnej. Czytało się umiarkowanie przyjemnie i niekoniecznie szybko sięgnę po kolejne powieści Leon.

Bez mojej zgody, Jodi Picoult

Anna, odkąd zaczęła pojmować świat, żyje ze świadomością, że rodzice widzą w niej przede wszystkim dostarczycielkę narządów, szpiku i krwi dla ciężko chorej siostry, Kate. Anna została poczęta przy współpracy genetyków. Chora na złośliwą odmianę białaczki Kate potrzebowała dawcy krwi pępowinowej, zatem zarodek, który stał się później Anną, musiał być zgodny z kodem genetycznym starszej siostry.

Mimo tego, że pomoc dla Kate miała skończyć się na podaniu krwi pępowinowej, życie potoczyło się inaczej i Anna wielokrotnie jeszcze jest dawczynią krwi i szpiku. W związku z tym, chociaż sama jest zdrowa, jej życie podporządkowane jest chorobie starszej siostry i toczy się pomiędzy domem a szpitalem, w którym poddawana jest rozmaitym zabiegom. Rodzice dysponują ciałem swojej młodszej córki, usprawiedliwiając się wyższą koniecznością, jaką jest ratowanie starszego dziecka.

Zbliża się moment przeszczepu nerki, której dawcą ma być Anna. Dziewczyna jednak buntuje się. Trzynastoletnia Anna, praktycznie pozbawiona wsparcia ze strony rodziny, postanawia wziąć swoje życie w swoje ręce. Udaje się do adwokata i zakłada sprawę o prawo decydowania o własnym ciele. Zdaje sobie sprawę, że walka nie będzie łatwa, a jej wygrana oznaczać będzie dla jej ukochanej  siostry koniec cierpienia i śmierć. Wie jak bardzo zrani rodziców, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jest to jedyny sposób, by odzyskać godność osobistą i położyć kres nieustającym zabiegom. Chce także by rodzice dostrzegli w niej człowieka, który myśli, czuje, kocha, boi się, decyduje, a nie tak jak dotąd biernego dawcę narządów.

Tak z w zarysie przedstawia się główny problem poruszony w książce. Wątki poboczne są również wciągające – odradzająca się miłość między adwokatem Anny a jej kuratorem Julią, kryminalne wybryki brata dziewczynek, praca w straży pożarnej.

Ogólnie książka z początku zaskoczyła mnie swoją klarownością w stawianiu pytań. Problem natury moralno-etycznej poruszony w książce w zasadzie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jakikolwiek wyrok zapadnie w procesie nikt nie  będzie triumfował i wniosek ten autorka wyraża jednoznacznie. Postaci stworzone przez Jodi Picoult są przekonywujące, chociaż postać Sary, matki dziewczynek, jest trochę przerysowana. I tak jak przez większość książki czytałam z dużym zainteresowaniem ciesząc się, że wreszcie sięgnęłam po twórczość Picoult, pod koniec powieści doznałam rozczarowania. Książka kończy się w iście Hollywoodzkim stylu, zakończenie jest rzewne a jednocześnie posłodzone taką ilością lukru, że zrobiło mi się słabo. Ech, szkoda całej książki …

Ósemka, Katherine Neville

Przedziwna książka. Zbyt dziwna, jak na mój gust.

Akcja toczy się przez prawie siedemset stron i dotyczy kompletu szachowego z czasów Karola Wielkiego. Komplet ma ogromną moc, zdolną wpływać na losy świata. Opowieść rozpoczyna się w czasach rewolucji francuskiej we Francji, kiedy to po tysiącletnim ukryciu, komplet musi opuścić skrytkę w klasztorze. Zostaje rozproszony po świecie za sprawą zakonnic z Montglane. Jedna z zakonnic, Mireille, podejmuje się misji ponownego zebrania rozproszonych figur.

Drugi wątek dotyczy współczesności – Catherine Velis, specjalistka od komputerów, zostaje wciągnięta w niebezpieczną grę. Nie zna jej reguł i celu, ale szybko przekonuje się, że stawka jest bardzo wysoka, wyższa niż życie ludzkie. Stopniowo odkrywa prawdę o szachach z Montglane oraz swojej roli w ich ponownym połączeniu.

Obie bohaterki przemierzają kontynenty dokonując kolejnych odkryć i ucząc się wciąż czegoś nowego na temat Gry, która się toczy na najwyższych szczeblach, a dotyczy figur zabytkowych szachów. Mireille na swojej drodze spotyka najwybitniejsze postaci XVIII wieku – Napoleona, Robespierre’a, Katarzynę II, Williama Blake’a i wielu innych możnych świata, z których każdy zdaje się zabiegać o dostęp do szachów z Montglane.

Fabuła jest wybitnie skomplikowana, mam wrażenie, że za bardzo – mnóstwo w niej mitów, opowieści, faktów historycznych, mistycyzmu, podróży w nie zawsze określonym celu. Czasami nie wiedziałam jakie motywy kierują bohaterkami powieści i dlaczego tak angażują się w sprawę. Szczególnie wątek współczesny jest mało przekonujący. Bardzo irytujące było podczas czytania wrażenie, że każdy napotkany przez bohaterki człowiek dużo wiedział o ściśle tajnych właściwościach szachów Karola Wielkiego. To były one tajemnicą czy nie były?

Tę lekturę zabrałam ze sobą na majówkę i gdybym miała inną książkę do czytania, zapewne rzuciłabym „Ósemkę” w kąt. Brak alternatywy sprawił, że wciągnęłam się w akcję, chociaż przez 200-300 stron czytanie nie było przyjemnością – akcja rwała się, motywy były zagadkowe, postaci dziwne. Po takim poświęceniu nie pozostało mi nic innego jak przeczytać tę powieść do końca. Ale wiem, że po raz trzeci nie sięgnę po powieść Neville. „Magiczny krąg” był równie pomerdany jak „Ósemka”.