Gefen, O’Farrell, Perr, Nealon, Kołodziejczak

Hamnet (Maggie O’Farrell)– piękna powieść. XVI wiek, rodzina rękawicznika w Stratford w Anglii i ich niewydarzony syn, który nie garnie się do roboty, tylko chodzi z głową w chmurach. Nie pada jego imię, ale wszyscy wiemy, kim jest. Ale to nie on jest głównym bohaterem, lecz jego żona, Agnes, kobieta, która bezpieczniej czuje się w lesie niż w miejskim domu. To jedna z najbardziej przejmujących opowieści o cierpieniu matki po śmierci dziecka. Niektóre sceny zapamiętam na długo. Koniecznie czytajcie.

Szepty z lasu (M.M. Perr) Kolejny kryminał ze wspaniałej serii z podkomisarzem Robertem Lwem. Wszystkie części gorąco polecam! I tutaj też mamy kobiety, które w lesie czują się u siebie, ale gdy młodsza z nich zostaje znaleziona powieszona na drzewie, do akcji wkraczają warszawscy policjanci, bo matka zabitej nie ufa miejscowym. I ma rację. Zaskakujące zakończenie. Nieodkładalna.

Jerozolimska plaża (Iddo Gefen) Zbiór opowiadań młodego izraelskiego pisarza. Mnie najbardziej podobały się skrajne – pierwsze i ostatnie. Ale wszystkie są na swój sposób przejmujące i badają naturę ludzką, samotność w tłumie oraz nieumiejętność opowiadania o swoich uczuciach. Czyta się świetnie, mimo że niektóre opowiadania mają elementy sci-fi.

Polacy na emigracji (Agnieszka Kołodziejska) Historie Polaków, którzy swoje miejsce do życia znaleźli w różnych zakątkach świata. Podtytuł książki to „dlaczego i po co wyjeżdżamy”. Jak można się spodziewać, co rozmówca, to inny rodzaj motywacji do wyjazdu. Historie były ciekawe, ale im bliżej końca, zaczęłam coraz częściej zadawać sobie pytanie, po co ja to czytam? Mogę żyć bez wiedzy o losach znajomych autorki. Zapamiętałam jedynie, że nie warto wychodzić za Holendra 😊

Snowflake (Loise Nealon) Debbie ma osiemnaście lat, mieszka na mlecznej farmie oddalonej o ok. godzinę jazdy od Dublina, gdzie zaczyna pierwszy rok studiów na Trinity College. Nie zna miasta, nie zna miastowych ludzi, czuje się jak odludek, ale znajduje przyjaciółkę. Debbie jest naiwna i doświadczona przez los – jej matka ma problemy psychiczne, ojca nikt nie zna, więc jej wychowaniem zajmuje się wujek. Bardzo dobrze napisana opowieść o niedopasowaniu i szukaniu sensu w życiu. Warto!

Wracam ! Ale nie wiadomo jeszcze, czy z przytupem

Skoro już mam tego bloga, za którego regularnie płacę, a nie używam, to może zacznę w końcu coś tu pisać 🙂

Na początek powklejam (trochę przerobione) recenzje książek, które raz w tygodniu dodaję na instagramie (agnieszka_kalus).

A jeśli jesteśmy złoczyńcami (M. L. Rio)– Fenomen wśród młodszych (ode mnie) czytelników, którego nie rozumiem. Do lektury zostałam namówiona przez nastolatkę, ale według mnie jest to pretensjonalne czytadło z aspiracjami, w którym niewiele się dzieje. Niby gdzieś tam pojawia się trup, ale nikt nie docieka, kto jest sprawcą – co zaskakujące, bo grupa studentów, do której należał martwy chłopak, określa się mianem rodziny i deklaruje dozgonne oddanie i solidarność z każdym jej członkiem. I do tego ci młodzi ludzie mówiący do siebie Szekspirem…żenada. Nie czuć żadnych emocji i namiętności. Nadęte, pompatyczne i po prostu nudne.

Wydarzenia życiowe (K. Waclawiak) – Zdołowana, znudzona życiem kobieta próbuje odnaleźć się w roli asystentki dla osób pragnących ukrócić swoje cierpienie. Nie wiem, czy to legalny proceder, ale ma asystować przy samobójstwach. Przy okazji chciałaby zawczasu przeżyć żałobę po rodzicach, którzy jeszcze żyją. Nie lubię bohaterki. Zachowuje się impulsywnie i jest podatna na wszelkie uzależnienia – do końca też nie wiem, co ją tak w życiu poturbowało, że jest aż tak neurotyczna.

Rzeczy, o których nie rozmawiałyśmy, kiedy byłyśmy dziewczynami (J. Vanasco) – Zgwałcona przez przyjaciela dziewczyna po latach zostaje pisarką i chce napisać reportaż/wspomnienia o ich relacji i zdarzeniu, które ją zakończyło. Zastanawia się, czy powinna oddać głos sprawcy. Przygnębiająca historia o ofierze i sprawcy, ale niestety trochę przegadana, przez co traci impet i siłę rażenia.

Pokolenie zmiany (J. Suchecka) – O pokoleniu Z, czyli osobach, z którymi przebywam w godzinach pracy przez 10 miesięcy w roku. Częściowo się zgadzam ze spostrzeżeniami autorki, ale nie podobało mi się, że oddaje głos jedynie aktywistom, wolontariuszom i działaczom. Co z resztą, którą stanowi większość?

Byk (S. Twardoch) – Napisana w formie dramatu historia upadku człowieka. Padło na niego, to on został skompromitowany i musi teraz się bronić. Szkopuł w tym, że nie chce się bronić. Z każdą chwilą narasta w nim bunt i chęć wykrzyczenia światu, że składa się z hipokrytów. No i oczywiście, jak to u Twardocha, jest tu też kwestia śląskości i polskości. Bardzo mi się podobała.

6 książek z imieniem w tytule

Są wakacje. Dużo czytam. Pomyślałam, że fajnie będzie czytać według jakiegoś porządku, stąd pomysł na tygodniowe wyzwania, w których udział biorą również moi znajomi z Instagrama. Dotychczas czytaliśmy: książki z imieniem lub nazwiskiem w tytule, książki z miejscem w tytule, książki ze zwierzęciem i książki z liczbą lub cyfrą.

Dzisiaj kilka słów o przeczytanych przeze mnie książkach z imieniem.

Lanny – Max Porter

Zysk i S-ka, 2019

Liczba stron: 220

Tłumaczenie:

To był znak z nieba! Gdy tylko ogłosiłam tygodniowe wyzwanie, dostałam od wydawnictwa propozycję napisania blurba (polecanki na okładkę) do książki pt: „Lanny”. Cóż to była za cudowna lektura. Nie mogłam się oderwać w nocy, a gdy pokonał mnie sen, rano pierwsze co zrobiłam do skończyłam lekturę. Lanny jest kilkuletnim chłopcem, który wraz z rodzicami przeprowadził się do podlondyńskiej wioski. Jego ojciec pracuje w firmie w Londynie, matka pisze książkę. Lanny natomiast korzysta z przestrzeni i natury. Snuje się po wsi i otaczających ją lasach. Czasem do siebie mówi, ale jego dziwactwo nie przysparza mu wrogów, ludzie raczej patrzą na niego z zaciekawieniem. Inne dzieci go lubią, choć w samej wsi nie ma zbyt wielu przyjaciół. Jednym z nich jest starszy artysta, który zgodził się przyjąć chłopca na lekcję rysunku. Między nimi rodzi się swoista więź. Niestety, pewnego dnia dochodzi do tragedii.

W „Lannym” zwraca uwagę nietypowa narracja oraz narastające poczucie zagrożenia. Zagrożenia, które nie przychodzi z zewnątrz, lecz jest częścią krajobrazu, natury, wsi. Tak jak pojawiający się na kartach powieści stwór, Praszczur Łuskiewnik, symbolizujący upływ czasu. Pisarstwo Potera skojarzyło mi się z niepokojącą prozą Jona McGregora. To niezapomniana książką, którą czytałam z duszą na ramieniu.

Amelia i Kuba. Mi się podoba – Rafał Kosik

Powergraph, 2019

Liczba stron: 252

Jedna z moich ulubionych, sprawdzonych serii dla dzieci. Amelia i Kuba mieszkają na zamkniętym osiedlu wraz z rodzeństwem i rodzicami. Młodsza siostra Kuby pragnie mieć zwierzątko, psa, kota, wiewiórkę, cokolwiek, co nie jest płazem, gadem ani rybą. Niestety, dziewczynka jest uczulona na sierść. Pewnego dnia jednak dostrzega w schronisku zabiedzonego kundla, który jest niemal łysy. Koniecznie musi przekonać rodziców do jego adopcji! Rusza lawina nieprawdopodobnych zdarzeń.

Te książki są naprawdę zabawne i niegłupie. Subtelnie uczą przez śmiech. Pokazują świat dorosłych i dzieci trochę w krzywym zwierciadle i są fajnie ilustrowane. Polecam każdą z nich! Ja jestem ich wielką fanką.

Gdzie jesteś, Bernadette? – Maria Semple

W.A.B., 2019

Liczba stron: 368

Tłumaczenie: Maciej Potulny

Chciałam przeczytać tę książkę od kilku lat, odkąd pojawiło się w Polsce pierwsze tłumaczenie tej powieści. Jakoś nigdy się nie złożyło. Ale gdy dostałam nowe, filmowe wydanie, pomyślałam, że czas na dobrą zabawę. Niestety, bardzo się myliłam. Humoru w tej książce jest tyle co kot napłakał, no chyba, że kogoś śmieszy, jak bohaterka nazywa swoje sąsiadki gzami. Tytułowa Bernadette jest znerwicowaną, cierpiącą na agorafobię zamożną kobietą, która tak nie lubi interakcji z obcymi, że do załatwiania najprostszych spraw wynajmuje asystentkę z zagranicy, z którą kontaktuje się mailowo. Gdy córka Bernadette kończy szkołę z wyróżnieniem, proponuje, by w nagrodę cała rodzina udała się na Antarktydę. Dla Bernadette to spełnienie koszmaru – ona i rejs statkiem w obcymi ludźmi? Od tej pory zaczyna jeszcze bardziej bzikować.

Nuda, suchary i strata czasu. Już chyba lepiej iść do kina, bo i bilet tańszy od książki i nawet jak film będzie do niczego, to trwa krócej niż przeczytanie tej książki.

Halina. Dziś już nie ma takich kobiet – Anna Kamińska

Wydawnictwo Literackie, 2019

Liczba stron: 468

Nie ma lepszej biografki od Anny Kamińskiej – z każdej historii zrobi opowieść, od której nie można się oderwać. „Halina” to biografia polskiej himalaistki Haliny Kruger-Syrokomskiej, która swego czasu rywalizowała z Wandą Rutkiewicz. To historia o pasji i oddaniu, opowieść o kobiecie, która znalazła swoje miejsce w górach, a życie na nizinach było dla niej tylko przygrywką. Ta książka to nie tylko zapis osiągnięć w najwyższych górach, lecz także opowieść o życiu młodych ludzi we wczesnym PRL, wyjazdach do Zakopanego, przyjaźniach, romansach. Czyta się jak złoto. Z jednej strony nie chciałam kończyć, bo wiedziałam, jaki był koniec i że nastąpił stanowczo za szybko, z drugiej strony nie dało się zwolnić, bo słowa same mnie niosły. Koniecznie czytajcie.

Artemizja – Nathalie Ferlut, Tamia Baudoiun

Marginesy, 2019

Liczba stron: 96

Tłumaczenie: Olga Mysłowska

Komiksowa biografia siedemnastowiecznej malarki Artemizji Gentileschi, która nie miała szans w świecie sztuki zdominowanym przez mężczyzn. Jako córka malarza i jedyne jego dziecko przejawiające jakikolwiek talent malarski, była wykorzystywana przez ojca do mieszania farb, robienia podmalówek i pozowania do obrazów. Sama również malowała, ale nie mogła wystawiać ani sprzedawać obrazów pod swoim nazwiskiem, ponieważ w tym okresie było to niezgodne z prawem. Jej los staje się jeszcze żałośniejszy, gdy wpada w oko pewnemu malarzowi, który pod pozorem udzielania jej lekcji, wykorzystuje pozbawioną praw dziewczynę… To książka o walce o siebie, o wyboistej drodze do sukcesu i o podłości świata mężczyzn. Poruszająca, przejmująco smutna, lecz niosąca przesłanie, że warto mimo wszystko walczyć.

Pani Stefa – Magdalena Kicińska

Wydawnictwo Czarne, 2015

Liczba stron: 272

Stefania Wilczyńska to niemal zapomniana prawa ręka Janusza Korczaka, która wraz z nim prowadziła domy dla sierot w Warszawie. Zajmowała się w nich dosłownie wszystkim, bez niej, jej pomysłów, innowacji, silnej, lecz czułej ręki nic by się nie udało. Korczak był od zabaw i idei, Wilczyńska od rozwiązywania codziennych problemów. Jak niewiele o niej wiadomo świadczy fakt, że wiele stron tej książki to przedruk listów, które wymieniała ze swoją przyjaciółką i wychowanką z Izreala. Twardych faktów autorka nie znalazła zbyt wiele. Dzieci, którymi się opiekowała, w większości nie przeżyły wojny, a te które żyją, niewiele potrafią powiedzieć o pani Stefie. Były małe, a ona po prostu była na swoim stanowisku. Jedne pamiętają ją jako sprawiedliwą, inne wręcz przeciwnie. Pamięć dziecka działa nieco inaczej, a po tylu latach trudno dowiedzieć się czegoś pewnego.

Według mnie nie było dość materiałów na całą książkę. Przez to wydała mi się niepotrzebnie rozdęta, jakby niedobór faktów autorka próbowała zasklepić zgadywaniem, cytatami z listów, opisami nieistniejących miejsc. Trochę zawód, trochę współczucie dla Magdaleny Kicińskiej, że praca nad książką okazała się tak trudna i niewdzięczna.

Zbiornik 13, Jon McGregor

Czytelnik, 2018

Liczba stron: 295

Tłumaczenie: Jolanta Kozak

Mam świadomość, że to bardzo dziwna książka i wielu z Was odrzuci ją po kilkudziesięciu stronach, uznając za nudną i niewiele wnoszącą. Po przeczytaniu McGregora naszła mnie refleksja, że polubią się z nim wielbiciele „Mojej walki” Knausgarda,. „Zbiornik 13” przeczytałam już w marcu, lecz z recenzją czekałam do pojawienia się książki papierowej i premiery w księgarniach. Mimo upływu wielu tygodni powieść tkwi we mnie i nie daje o sobie zapomnieć.

Jest środek zimy. W niewielkiej miejscowości położonej w środkowej Anglii dochodzi do tragicznego zdarzenia, które porusza wszystkich mieszkańców. Trzynastoletnia Rebecca Shaw spędzała z rodziną święta w okolicy i niespodziewanie zaginęła podczas rodzinnego spaceru. Wszyscy mieszkańcy starają się pomóc w poszukiwaniach, do sennej miejscowości przybywają tabuny reporterów. Niestety, poszukiwania okazują się bezowocne. Nie wiadomo, co stało się z nastolatką. Teren, gdzie zaginęła, jest trudny – są tam jaskinie, strome stoki, zbiorniki wodne. A przecież mogła także uciec z domu lub zostać uprowadzona. Miejscowi niepokoją się, lecz niewiele mogą zrobić, żeby rozwikłać tę zagadkę.

Upływają lata, rodzą się dzieci, jedni się rozwodzą, inni zakochują, starcy umierają, tylko od czasu do czasu ktoś napomknie o zaginionej dziewczynce. Życie w mieście już dawno wskoczyło na właściwe tory, żałoba przemija jak pory roku. To, co autor zrobił z tą opowieścią, która w pierwszych rozdziałach zapowiadała się na kolejną kryminalną opowieść o zaginionym dziecku, przyprawiło mnie o całkowite zdumienie. Tragedię, jaka dotknęła rodzinę i pośrednio mieszkańców miasteczka, w którym doszło do nieszczęścia postanowił pokazać jako jeszcze jedno, niezbyt znaczące wydarzenie, które jest częścią toczącego się koła fortuny. Żałobę i rozpacz wplótł w przemijające pory roku, nie poświęcając jej więcej miejsca niż zakładającym gniazdo ptakom, czy topnieniu  śniegu. W opisach kolejnych lat w miasteczku tylko od czasu do czasu pojawiają się napomknięcia o zaginięciu, rodzicach dziewczynki, czy wznowionym śledztwie. Czytelnik do samego końca pozostaje w niepewności co do losu Rebeki. A koniec wcale nie przynosi ulgi. Tak, jak wspominałam na początku, niełatwo wyrzucić tę powieść z głowy.

Niesamowity klimat, niezwykły pomysł, drażnienie zaintrygowanego czytelnika to największe atuty tej książki. Gdy jeszcze dodamy piękny język, umiejętność pisania o przyrodzie i uczuciach bez popadania w patos i przesadę, otrzymujemy niespieszną, lecz bardzo poruszającą książkę, która wprawi was w zdumienie.

Hot Mess, Lucy Vine

Burda Książki, 2018

Liczba stron: 312

Tłumaczenie: Jacek Żuławnik

Czym jest Hot Mess? Wytłumaczono to na okładce książki, dzięki czemu od razu wiadomo z jakiego rodzaju bohaterką będziemy mieć do czynienia. Ellie dobiega trzydziestki, a jej życie wciąż nie jest uporządkowane, kłopoty to jej specjalność.

Dziewczyna pracuje jako ilustratorka w wydawnictwie, choć zawsze marzyła o pracy związanej z bardziej ambitną twórczością malarską. Po wyjeździe starszej siostry do Stanów, na jej barki spadły osobiste kontakty z ojcem, który co prawda nie jest uciążliwy, lecz od czasu przejścia na emeryturę i śmierci żony, potrzebuje wsparcia. Po rozstaniu z chłopakiem Ellie mieszka w tzw. Norze – pokoju wynajmowanym u przystojnego, lecz wkurzającego chłopaka. Najlepsi przyjaciele Ellie wciąż ją namawiają, żeby znalazła sobie kogoś na stałe. Pół biura kibicuje jej podczas kolejnych, zwykle niezbyt udanych randek umawianych przez Tindera. Wszyscy ekscytują się jej życiem, oprócz niej samej. Ellie jest już po prostu znużona szukaniem drugiej połówki, a co ważniejsze nie jest przekonana, że chciałaby kogoś znaleźć. Bycie singielką wydaje jej się całkiem znośne i wygodne. Brakuje jej jednak motywacji i siły charakteru, żeby wziąć życie we własne ręce.

Wyłamię się spośród recenzentów, którzy głównie podkreślają elementy humorystyczne. Nie śmiałam się do rozpuku, przygody Ellie na randkach i jej perypetie z ojcem nie wzbudzały we mnie przesadnej radości, choć czasami unosiły się moje kąciki ust. Mnie bardziej podobał się proces dojrzewania Ellie, która w pewnym momencie zaczęła częściej słuchać samej siebie i przestała spełniać wszystkie oczekiwania otoczenia. Z biegiem czasu lepiej ją poznajemy i rozumiemy, że nie jest tylko wygadaną, chaotyczną, gorącą laską w dużym biustem, lecz również osobą myślącą, głęboko przeżywającą smutek i, mimo skłonności do lądowania w łóżku z mało znanymi facetami, dość rozsądnie kierującą swoim życiem trzydziestolatką.

Bardzo podobały mi się dialogi między członkami rodziny Ellie oraz rozmowy jej niewielkiej paczki przyjaciół. Te wymiany zdań wprowadzały dużo energii i całe pokłady typowo brytyjskiej złośliwości, być może dość szokującej dla osób nieznających specyfiki brytyjskiego humoru. Chciałabym jeszcze dodać, że najbardziej czarującym bohaterem tej książki jest sześćdziesięcioletni ojciec głównej bohaterki, który za namową terapeutki próbuje sił w pisarstwie i tworzy powieść wzorowaną na „50 twarzach Greya”.

Jeśli szukacie wytchnienia i lekkiej, ale niegłupiej książki, takiej, która da wam do myślenia, ale nie przytłoczy, da chwilę wzruszeń, lecz nie potoki łez, chwilę radości, choć bez spektakularnych wybuchów śmiechu, koniecznie sięgnijcie po „Hot Mess”.