Liczba stron: 490
Jestem ignorantką, jeśli chodzi o literaturę chińską. Czytałam zaledwie kilka książek chińskich autorów i zazwyczaj były mocno związane z sytuacją polityczną oraz przegadane. Obawiałam się, że i „Kobiety w kąpieli” będą podobne. A jednak coś mnie ciągnęło do tej książki – subtelna okładka, tytuł jak z obrazu impresjonisty, opis, nominacja do ważnej nagrody. Nie umiem powiedzieć co, lecz od razu zdradzę, że jestem zachwycona książką.
Tiao, będąca wiceprezesem w wydawnictwie publikującym książki dla dzieci, ma wkrótce wyjść za mąż. Ta życiowa zmiana budzi w niej wspomnienia i skłania do podsumowań. Kobieta wraca do swojego trudnego dzieciństwa przypadającego na czasy schyłku rewolucji kulturalnej, przymusowych obozów pracy i samosądów. Gdy obie z siostrą chodziły jeszcze do szkoły ich rodzice zostali wysłani na farmę Trzcinowa Rzeka. Dziewczynki musiały radzić sobie same i pewnie stąd wzięła się siła Tiao, jej skłonność do szybkiego osądzania ludzi, a także bardzo niepoprawne, chłodne stosunki z matką i ojcem.
Jej dzieciństwo w komunistycznych Chinach to czas biedy, braku podstawowych towarów w sklepach, ale też okres przyjaźni, które przetrwały przez całe życie. Z Fei łączy ją skomplikowana relacja oparta na współczuciu i pogardzie, ale też miłości i wyrozumiałości. Z Youyou, która marzy o otwarciu własnej restauracji, jej stosunki są czystsze, oparte na fascynacji i podziwie, że dziewczynka potrafiła w kilku słowach podważyć sens ogólnonarodowej rewolucji.
Jednak najbardziej komplikują się jej stosunki z ukochaną młodszą siostrą. Staje między nimi tragedia, jaką przeżyły, a także dość wstrętny charakter rozpieszczonej Fan. Całe ich dorosłe życie to pasmo złośliwości, kłótni i udręk. Zupełnie nie przypomina dzieciństwa, gdy obie siostry się wspierały, dbały o siebie i dzieliły smutki i radości.
Nie potrafię i nie chcę streszczać fabuły tej książki. Chociaż to pozornie prosta historia, pod powierzchnią zdarzeń kipi. Chwilami podczas lektury aż brakowało mi powietrza, czułam się uwikłana w sieć intryg, zbrukana zachowaniem bohaterek, zażenowana ich czynami, zaskoczona niezrozumiałymi decyzjami. Współczułam im, że dorastają w kraju mającym za nic jednostkę, sankcjonującym wykorzystywanie ludzi, samosądy, łatwo rzucającym oskarżenia i kłody pod nogi, każdemu na kogo padł cień podejrzeń. Ale widziałam też wady bohaterek: skłonność do chodzenia w życiu na skróty, zawiść, chęć skupiania na sobie uwagi innych, niezdecydowanie.
Czytając niektóre fragmenty miałam skojarzenia z różnymi autorami i dziełami. Gdzieś tam jest nawiązanie do „Makbeta”, niezmywalne piętno na skórze, w kilku miejscach dopatrywałam się wpływu Alice Munro – ta sama zwięzłość frazy skrywającej buzujące emocje. I tylko w jednym momencie nie wiedziałam po co i na co komu ten fragment. Mówię o mini wykładzie o twórczości Balthusa, w którym czytelnik został postawiony na równi z niewiele wiedzącą bohaterką studiującą sztukę i został potraktowany jak student pierwszego roku. Te dwie czy trzy strony nie rzutują jednak na całość, która jest zachwycająca i zapierająca dech w piersiach. Jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Mam dla Was kod zniżkowy od Znaku na zakup tej książki KLIK.