Rio Bar, Ivana Sajko

WAB, 2011

Liczba stron: 159

Wojna to męska rzecz. Ale wojna dotyka nie tylko mężczyzn. W książce Ivany Sajko do głosu dochodzą kobiety – ofiary i świadkowie wojny w byłej Jugosławii. Temat wydał mi się interesujący. Nie za dobrze znam literaturę z tamtych rejonów, a tu nadarzyła się okazja by w formie sfabularyzowanej poznać fragment najnowszej historii.

Książka jest monologiem trzech kobiet (być może jest to jedna i ta sama kobieta uchwycona w różnych okresach życia). Przemawia panna młoda, której wesele zostało przerwane przez atak wojska, a ona sama została rozłączona ze swoimi bliskimi. Wypowiada się oczekująca swojego męża kobieta mieszkająca w obozie dla uchodźców. Najwięcej miejsca zajmują przeżycia kobiety, która już po wojnie stara się napisać powieść. Przyjeżdża do turystycznego miasta i tam spędza czas na piciu i wychodzeniu z kaca.

Po lekturze książki o Chorwacji i wojnie w byłej Jugosławii wiem tyle ile wiedziałam. Zupełnie nie odpowiadała mi narracja – wyrwane obrazy, niepołączone ze sobą sceny, opisy upodlenia ludzi, które mogą być albo przetworzoną literacko prawdą, albo majakami pijackimi nawalonej paniusi. Obrzydzała mnie ta wiecznie pijana kobieta snująca się od baru do baru, od alejki po nabrzeże, nieustannie wymiotująca i przeżywająca alkoholowe koszmary.

Pierwszy raz zupełnie nie pasowała mi książka wydana w serii „Z miotłą.” Szczęśliwie powieść jest niezbyt długa. Na końcu znajduje się indeks wydarzeń, do których odwołują się niektóre fragmenty tekstu. Przyznam, że nie bardzo chciało mi się go czytać – takie puste fakty znajdę w encyklopedii.