Bezsilni, Kati Hiekkapelto

bezsilniRingier Axel Springer, 2017

Liczba stron: 352

Anna Fekete w dzieciństwie wyemigrowała z rodziną do Finlandii. Jej ojczyzna, dawna Jugosławia nadal kusi ją swoim dawnym urokiem. I choć Anna doskonale zdaje sobie sprawę, że ani tam, ani tu nie przynależy w stu procentach, wciąż mami się wizjami powrotu na stałe. W Finlandii pracuje w policji kryminalnej, jest samotna, trzyma się nieco na uboczu, nie chcąc otwierać przed obcymi. Sen z oczu spędza jej brat, który tak jak ona został w przybranej ojczyźnie, lecz życiowe niepowodzenia topi w morzu alkoholu. To i wiele innych kwestii sprawia, że Anne jest oddaną policjantką – może poświęcić prowadzonej sprawie tyle czasu, ile trzeba. Do pustego mieszkania jej się nie spieszy.

Pewnego wieczoru zostaje wezwana do przeprowadzenia przesłuchania swojej rodaczki, dziewczyny pracującej w Finlandii jako au pair, która wracając nocą do domu swoich pracodawców przejechała leżącego na drodze staruszka. Dopiero sekcja zwłok może wykazać czy mężczyzna jeszcze żył, gdy został potrącony przez samochód. Trzeba na nią trochę poczekać, tymczasem jednak policja musi ustalić, kim był ten człowiek i jak znalazł się w piżamie za miastem. W międzyczasie Anna na prośbę znajomych prowadzących pizzerię zobowiązuje się do pomocy nielegalnemu imigrantowi, który został aresztowany w mieszkaniu, które zostało przeszukane przez oddział antynarkotykowy. Okazuje się, że chłopakowi nie będzie łatwo pomóc.

W tej historii przeplatają się trzy różne wątki kryminalne, które naprawdę trudno połączyć w jedną całość: zaginiecie staruszków mieszkających w jednej kamienicy, pojawienie się groźnego gangu narkotykowego w mieście, śmierć drobnego dilera. Oprócz tego mamy bardzo ciekawe wątki obyczajowe trochę przybliżające życie w Finlandii – śnieg leżący do maja, rozrywki Finów, służbę zdrowia, mentalność tych ludzi itp. Dość mocno spośród różnych poruszanych tematów wybija się tu kwestia uchodźców i bezdusznej machiny państwowej, kierującej się niewłaściwymi przesłankami w przyznawaniu statusu uchodźcy.

„Bezsilni” to bardzo ciekawa powieść kryminalna z wyraźnie zarysowanym tłem społecznym oraz obyczajowym. Mnie się bardzo podobała, Polecam!

Córka rzeźbiarza, Tove Jansson

córka rzeźbiarza tove janssonMarginesy, 2016

Liczba stron: 160

Autorka książek o Muminkach miała fantastyczne dzieciństwo, a przynajmniej takie wnioski można wyciągnąć z opowiadań prezentowanych w „Córce rzeźbiarza”.  Z wyczuwalną nostalgią wspomina w nich swoje zabawy, opowiada o nietuzinkowych rodzicach artystach i wydarzeniach, które zapadły jej w pamięć.

Tove to uparta dziewczyna z ogromną wyobraźnią. Gdy coś sobie ubzdura, wkłada dużo wysiłku w realizację swojego pomysłu i nie zważa na zdanie innych. Pewnego razu przez pół miasta toczyła duży kamień, który miał uczynić jej rodzinę bogatą. Spocona, poobijana poświęciła swojej misji wiele godzin, a największe wyzwanie czekało na nią na końcu. Innym razem zbudowała w ogrodzie rzeźbę przedstawiającą złotego cielca. A potem przez swój upór i upierdliwość zepsuła młodym geologom pobyt nad morzem.

Dziewczynka ma również mnóstwo fantazji – często bawi się samotnie, w zatokach „widzi” różne fantastyczne postaci pojawiające się tylko wczesnym rankiem. Miałam tu skojarzenia z bohaterami jej późniejszych książek dla dzieci i jestem niemal pewna, że te wymyślone w dzieciństwie stworki weszły później do kanonu literatury dziecięcej.

Ojciec Tove jest rzeźbiarzem, matka ilustratorką książek dla dzieci. Dom dziewczynki jest tak „artystyczny”, jak to możliwe. Autorka wspomina nocne spotkania przy winie, dziesiątki zwierząt kręcących się pod nogami, fruwających nad głowami i ulubienica taty – małpa. Chadzał z nią do knajpy, i troszczył się o nią jak o dziecko, co wzbudzało w małej Tove ogromną zazdrość i smutek.

W książce pojawia się również postać trochę szurniętej ciotki, która odreagowywała prozę życia (a może jakieś dramatyczne wydarzenie) realizując swoje projekty artystyczne. Murowała mozaikę na schodach, robiła pudełeczka z kolorowych obrazków i nawet ośmieliła się wchodzić do pracowni rzeźbiarskiej i korzystać ze sprzętu, którego nikt nie mógł dotykać.

Nie spodziewałam się, że lektura tego niezbyt obszernego tomu opowiadań przysporzy mi tyle przyjemności. To trochę sielankowy, trochę autokrytyczny obraz dzieciństwa, oszczędny w słowach, lecz trafiający w punkt. Chociaż czytamy o dziecięcych marzeniach i zabawach, w tle widzimy już postać dorosłej Tove Jansson, osoby obdarzonej dużą wyobraźnią, talentem plastycznym, zamkniętej w sobie i tajemniczej. Zachęcam!

Laura, J. K. Johansson

Wydawnictwo Literackie, 2014

Liczba stron: 250

Fińską trylogię kryminalną o miasteczku Palokaski porównuje się do serialu o Twin Peaks. Serialu nie oglądałam w całości (nie cierpię seriali), lecz wiem, że chodzi tu o atmosferę, o podejrzenia, które mogą paść na każdego mieszkańca i o zniknięcie młodej, ładnej dziewczyny.

Zaczyna się od tego, że ekspertka od przestępczości internetowej, Mia, postanawia zmienić coś w swoim życiu, zwalnia się z policji i podejmuje pracę jako pedagog w szkole, którą sama ukończyła. Psychologiem w tej placówce jest jej młodszy brat. Rozpoczęcie roku szkolnego przebiega w ponurej atmosferze – do liceum dociera wiadomość o zaginięciu jednej z uczennic – tytułowej Laury, która nie wróciła do domu po imprezie z okazji zakończenia wakacji. Wszczęto już poszukiwania. Mia zaintrygowana sprawą włącza się po cichu w śledztwo, z początku prywatnie, potem już otwarcie współpracując z byłymi kolegami. Robi to poniekąd dlatego, że wiele lat temu jej rodzina doświadczyła podobnej tragedii – bez śladu zaginęła jej siostra Venla.

To bardzo dynamiczny kryminał. Przez większość czasu akcja pędzi na złamanie karku, zwalniając tylko od czasu do czasu, by przybliżyć życie prywatne i uczuciowe Mii, jej relacje z bratem, bratową i przyjaciółkami oraz z przypadkowo poznanym kochankiem. Intryga kryminalna, według mnie, nie jest najwyższych lotów, a zwieńczenie książki jest wyjątkowo nieudolne – czytelnik dawno już poskładał fakty i wie o co chodzi, policja i Mia wciąż nie mają pojęcia, co się stało… Zakończenie jest otwarte także z tego powodu, że będą kolejne dwie części, jak rozumiem, również o zaginięciach nastolatek.

Jest jednak coś, co mnie zaintrygowało w tej książce. Po pierwsze jest to najbardziej współczesny kryminał jaki mi się nawinął – policjantka leczy się z uzależnienia od internetu, licealiści  ciągle siedzą na facebooku i kręcą filmiki. Technologia i elektroniczne gadżety są mocno eksploatowane, choć mam wrażenie, że niedostatecznie jeśli chodzi o działania operacyjne policji. Druga rzecz, która rzuciła mi się w oczy to pewnego rodzaju niedostosowanie społeczne czterech przyjaciółek – każda z nich jest freakiem i chociaż każda jest inna, to raczej nie chciałabym mieć ich w gronie znajomych.

Jeśli kolejne części cyklu wpadną mi w ręce, to je przeczytam, nie będę się jednak za nimi uganiać. Tym bardziej, że przez większość czasu zdawało mi się, że to powieść dla nastolatków, którą autor podrasował na dorosły kryminał, dodając mocne sceny erotyczne. Podsumowując – książka poniżej moich oczekiwań.

Błąd komisarza Palmu, Mika Waltari

Wydawnictwo Literackie, 2011

Liczba stron: 297

Mika Waltari miał niewątpliwy dryg do pisania zagmatwanych i sympatycznych powieści kryminalnych. Z lekkością kreuje bohaterów, nadając im wiele charakterystycznych cech. Czuć, że sam ich lubi. Do najważniejszych postaci należą oczywiści komisarz Palmu oraz nieznany z imienia młody policjant, asystent komisarza, protokolant oraz narrator wszystkich powieści z serii. Palmu jest doświadczonym policjantem, którego trudno wyprowadzić z równowagi. Charakteryzuje go pokaźna tusza oraz niechęć do poruszania się po mieście tramwajem czy autobusem. Powszechnie znana jest jego oszczędność i wykorzystywanie nadarzających się okazji – czy to na przejażdżkę taksówką na koszt swojego asystenta, czy obiad na koszt kogokolwiek.

Tym razem Palmu ma pojechać do willi bogatego utracjusza, członka jednej z rodzin, których koneksje sięgają najwyższych szczebli władzy. Rodzina obstaje przy tym, że mężczyzna umarł na skutek nieszczęśliwego wypadku w łazience i za wszelka cenę chce uniknąć rozgłosu. Palmu jest jednak przekonany, że ktoś pomógł mu pożegnać się ze światem. Nie odpuści tak łatwo, tym bardziej, że okazuje się jak znaczące były wydarzenia poprzedniego wieczoru i jak wiele osób miało motyw, by zabić. Niestety, zanim ujmie sprawcę zginie ktoś jeszcze a i sam Palmu ledwie uniknie śmierci.

Palmu rozmawia z ludźmi i obserwuje – w tym kryje się tajemnica jego skuteczności. Niełatwo jednak doścignąć mistrza, nie udaje się to jego współpracownikom, nie udaje się czytelnikowi. Każda wysnuta przeze mnie hipoteza dotycząca motywu i sprawcy szybko okazywała się zupełnie bez sensu. Niesamowicie świetna zabawa i intelektualna łamigłówka, którą polecam wszystkim miłośnikom kryminału, a także tym, którzy chcieliby poczytać coś niezobowiązującego, ale nie ogłupiającego.

Kto zabił panią Skrof?, Mika Waltari

Wydawnictwo Literackie, 2011

Liczba stron: 307

Nie czytałam żadnej innej książki tego autora, ale już jestem jego wierną fanką. I kocham komisarza Palmu. Szkoda, że Waltari napisał tylko trzy książki z tym bohaterem. Tym bardziej mi szkoda, że przede mną jeszcze tylko dwie i definitywny koniec.

Pani Skrof miała wielu wrogów. Nie lubił jej nikt w kamienicy. Była jej właścicielką i mieszkanką, wynajmowała pozostałe mieszkania i słynęła ze swojego skąpstwa oraz dewocji, fanatyzmu religijnego i sprzyjaniu podejrzanej sekcie religijnej. Kto mógłby mieć motyw? Jej kilkunastoletnia pasierbica, która nie cierpiała swojej macochy i żelaznych zasad przez nią wprowadzanych. Jej młody krewny, który tonął w długach. Przywódca sekty licząc na wysoki spadek. A może jeszcze ktoś inny pozostający w cieniu?

Przed komisarzem Palmu kilka dni intensywnego śledztwa, które z godziny na godzinę staje się coraz bardziej zagmatwane. Poszlaki dwoją się i troją. Komisarz nie poddaje się i bezceremonialnie, toruje sobie drogę w gąszczu faktów. Pomaga mu policyjny żółtodziób, przed którym Palmu odkrywa arkany pracy policyjnej i przestrzega przed nadmiernym eksploatowaniem wyobraźni. Palmu swoje dochodzenie opiera na faktach i tylko faktach. Młody policjant natomiast rzuca się na każdą nową informację i na jej podstawie feruje wyroki. Nie jest jednak zupełnie nieprzydatny – to on opowiada całą historię i działania, które doprowadziły do odnalezienia zabójcy pani Skrof.

Przeczytałam na wdechu. Dosłownie. I nawet nie dlatego, że jest w tej książce jakiś wielki suspens, ale dlatego, że jest w niej mnóstwo ciepła. Ponadto, akcja gna na złamanie karku, chociaż Palmu rzadko opuszcza kamienicę, w której doszło do morderstwa. Wszystko w  tej książce jest „retro” – atmosfera, metody śledcze plasujące Palmu gdzieś pomiędzy Sherlockiem a Poirotem oraz opisywani ludzie. Miodzio! Uwielbiam takie książki, bo chociaż są tylko rozrywką, to są rozrywką najwyższej próby.