Nie skończyłam czytać tej książki. Dotarłam mniej więcej do połowy i dalej nie dam rady – na samą myśl, że miałabym czytać kolejne strony reaguję nerwowo. Przeczytałam dość, żeby wiedzieć, że lepiej już nie będzie. Z oczywistych powodów nie napiszę recenzji, lecz wytłumaczę, co sprawiło, że aż tak się na niej zawiodłam.
- Miała być saga rodzinna mocno osadzona w historii Gruzji. A jest? Saga rodzinna z wstawkami o historii kraju przepisanymi całymi fragmentami z podręcznika do historii, nie wplecionymi w tekst, lecz zupełnie od niego odstającymi.
- Po ok. 300 stronach praktycznie niczego nie umiem powiedzieć o bohaterach – nie mają osobowości, nie mają indywidualnych cech, wiem o ich przeżyciach tak mało, że absolutnie mi na nich nie zależy – są postaciami z papieru, z którymi nie jestem w stanie się identyfikować.
- Akcja kręci się wokół łóżka. Nie ma tu niczego, co nie wiązałoby się z seksem, miłością, (również gwałtem), każda scena nieuchronnie zmierza do jednego finału. Taki harlekin w twardej okładce. Cała historia opowiadana jest przez pryzmat wyborów sercowo-łóżkowych.
- Przegięciem było to, że reakcja na śmierć (podobno najlepszej przyjaciółki) zmieściła się w dwóch zdaniach, po czym na kolejnych kilku stronach jedna z bohaterek znowu kotłowała się w łóżku. Taka to ambitna książka…
Miałam nadzieję, że „Ósme życie” będzie przypominać książki Kate Morton, niestety, okazuje się, że to zwykłe romansidło okraszone dużą ilością melodramatu.
Mowa o: