Dziewczyna, która pływała z delfinami, Sabina Berman

Znak, 2011

Liczba stron: 231

Kiedy ciotka Isabelle przybywa do prowincjonalnego Mazatlan spotyka ją tam wiele niespodzianek. Majątek, który ma przejąć po śmierci siostry, zupełnie podupada, przetwórnia tuńczyka, na której jej rodzina zbiła majątek, ma spore kłopoty finansowe. Do tego wraz z domem, dziedziczy siostrzenicę, o istnieniu której nie miała pojęcia. Dziewczynka jest zaniedbana, w przeszłości była ofiarą przemocy, nie mówi, boi się ludzi. Dzięki swojej determinacji, Isabelle docieka przyczyny zacofania dziewczynki – mała Karen jest dzieckiem autystycznym. Pod wieloma względami odbiega od normy rozwojowej, pod kilkoma natomiast, znacznie ją przekracza.

Karen pod opieką mądrej ciotki nabywa umiejętności niezbędnych w życiu i rozwija swoje talenty. W trakcie książki śledzimy losy Karen na studiach w Stanach Zjednoczonych, podczas praktyk w rodzinnej przetwórni tuńczyka, podczas pracy nad humanitarnym połowem ryb. Życie Karen jest bowiem ściśle związane z morzem – najszczęśliwsza czuje się będąc pod wodą. Cały swój intelektualny potencjał wykorzystuje, by tak zmienić połów i ubój ryb, by te doznawały jak najmniej cierpienia.

To pogodna powieść pisana w pierwszej osobie przez Karen. Pokazuje, że można żyć normalnie i być szczęśliwym będąc świadomym swoich ograniczeń intelektualnych i poznawczych. Pokazuje też jak ważne jest odpowiednie podejście najbliższych. Wsparcie, które Karen otrzymuje od Isabelle daje jej siłę i pewność siebie. Bliskość z naturą oraz całkowite poddanie się teorii Darwina czynią Karen silną. Odrzuca ona stanowczo kartezyjskie „Myślę więc jestem”, ponieważ ona sama jest przykładem tego, że istniała przez kilka lat na świecie, wcale nie myśląc. Według Karen to nie myślenie jest wyznacznikiem istnienia.

Na okładce książka przyrównana jest do powieści o Forrescie Gumpie, której nie czytałam, ponadto widnieje na niej nalepka „Czytanie wolne od stresu” – tego bym nie powiedziała – choć powieść należy do tych lżejszych i przyjemniejszych, to chwilami ściska się żołądek podczas lektury. Ja nazwałabym ją powieścią dla wegetarianów i miłośników zwierząt, bo to one są równoprawnymi bohaterami książki.